Martwa kobieta, to pierwsza bajka, którą napisałam i która miała dla mnie ogromnie uzdrawiający wpływ. To jest bajka o nadziei i wierze, że w każdym momencie naszego życia możemy je zmienić. Odwrócić kartę i zapełnić ją nowymi, świeżymi ilustracjami. Kolorami i słowami, które zmienią to, co przestało służyć w to, co potrafi uszczęśliwić. Zaproszą to, co nadaje lekkości naszym krokom, przywołuje uśmiech na usta. Nigdy nie jest za późno, aby zacząć żyć.
Dawno, dawno temu za górami, za lasami żyła sobie, a może i nie, pewna stara kobieta. Włosy miała już przemienione w szare kosmyki, ciało ciężkie i pomarszczone. Duży brzuch był powodem wielu wyrzutów, nie pozwalał jej kochać samej siebie.
Nie lubiła luster, nie lubiła też wspominać. Pozamykała te wspomnienia jak stare listy w skrzynkach. Nigdy w nie nie zaglądała, aż skrzynki pokryły się ciężkim do starcia kurzem. Wkomponowały się tak mocno w przestrzeń, że zaczęły służyć za stoliki pod koce i narzuty. Ich prawdziwy sens i przeznaczenie zatarły się całkowicie.
Stara kobieta była wdową, miała dwie córki.
Stara kobieta bardzo lubiła kwiaty, jednak jedyne którymi chciała się zajmować były zielone rośliny w doniczkach w domu. Żadne z nich nie kwitły. Ogródek zbyt często zaniedbywany zamieniła w trawnik, który podlewała oraz kosiła regularnie. Nie było więc tam miejsca na prawdziwą, dziką naturę. Nie było kwiatów, krzewów, drzew. Nie było pszczół czy ptaków. Ogródek był prosty, zadbany. Pusty i płaski.
Mały domek, w którym mieszkała, znajdował się w dolinie otoczonej lasem. Dlatego przez większą część dnia stał w cieniu. Stara kobieta nie była chora, nie była też słaba. Była stara. Jednak starość tak bardzo kojarzyła jej się z ciężkim stanem, że z dnia na dzień coraz bardziej wierzyła, że nie jest w stanie wyjść poza dolinę, aby móc częściej przebywać w słońcu. Czekała więc na odwiedziny córek, aby móc wyrzucić z siebie całe to cierpienie i cały swój żal do świata za ciężkie życie w cieniu. Choć szczerze mówiąc, nie potrafiła sobie wyobrazić żadnej innej wersji własnego życia. Najlepiej czuła się w domu. Nie lubiła zmian. Gdy któraś z córek opowiadała jej o planach podróży, czy remoncie domu szczerze się dziwiła. Czy im się chce? I zaraz kierowała rozmowę na to, jak bardzo jej się nie chce i jak bardzo nie ma siły. Książki nie poczyta, bo oczy bolą. Na spacer nie pójdzie, bo się zmęczy. Nikogo do siebie nie zaprosi, bo trzeba by było szykować poczęstunek. Dom sprząta na raty, więc zawsze jest coś, na co można ponarzekać, że jest jeszcze do zrobienia. Stara kobieta żyła w przekonaniu, że ma bardzo wiele obowiązków. Z drugiej strony dumą napawał ją fakt, że jest pracowita i przez całe swoje życie od pracy nie stroniła.
Pewnej soboty zaczął padać bardzo mocny deszcz. Niebo pokryte było ołowianymi chmurami. Wiał zimny, porywisty wiatr. Trzaskały okiennice. Nieszczelne drzwi wpuszczały chłód do sieni. Stara kobieta wiedziała, że w dzień taki jak dziś żadna z córek nie przyjedzie jej odwiedzić. Oznaczało to, że musi sama zadbać o swój obiad. Z ciężkim westchnieniem udała się więc do spiżarki. Otworzyła niebieskie drzwi z tyłu kuchni i zeszła po trzech schodkach do zimnego pomieszczenia. Z żalem pomyślała o szpinakowych kluseczkach, które zapewne przywiozłaby starsza córka. Oraz o pysznej pieczonej kaczce, którą być może przygotowałaby młodsza. Spojrzała w dół i z niechęcią pomyślała o swoim dużym brzuchu. Tak często ma ochotę na coś pysznego, ale ten brzuch zabiera jej całą przyjemność z jedzenia. Westchnęła z niechęcią i zmieniła plany. Przygotuje sobie coś lekkostrawnego. Na najwyższej półce stał przewiązany sznurkiem lniany worek z ryżem. Przysunęła sobie taboret i stanęła na nim jedną nogą. Po czym machając rękoma desperacko próbowała utrzymać się na chwiejącym stołku. Nie udało się. Gdy upadła uderzyła głową w kamienną podłogę.
Otworzyła oczy i zobaczyła przerażająco brzydką kobietę pochyloną nad sobą w kucki. Miała pomarszczoną twarz, oczy małe, prawie bezrzęsne, tłuste, cienkie włosy na głowie. Nos krzywy i opatrzony kurzajką. Zęby żółte i krzywe, a z ust brzydko jej pachniało. Stara kobieta wzdrygnęła się odruchowo i odsunęła od przeraźliwej staruchy.
– Co Ty tutaj robisz? Kim jesteś? – poczuła strach, który ścisnął jej gardło. Kim jest ten intruz w jej własnej spiżarni?
– Ty mnie nie odwiedzasz, więc to ja przyszłam do Ciebie. Ale ja nie lubię się fatygować bez powodu. Więc mam nadzieję, że dasz mi dobry powód – głos staruchy był mocny, stalowy. Nie spuszczała wzroku z podpartej na łokciu starej kobiety.
– Kim Ty jesteś?
– Jaga.
– Baba Jaga? – bezwiednie prychnęła stara kobieta.
Starucha nie skrzywiła się, nie zmieniła też swojej pozycji, nie zrobiła żadnego ruchu, a jednak stara kobieta poczuła strach pełznący jej po karku. W jednej chwili zrozumiała kto odwiedził jej dom. Podniosła się i ostrożnie postawiła ciężar na stopach. Nic jej nie bolało. Odetchnęła cicho z ulgą. Starucha odezwała się z przekąsem.
– Jestem głodna, przebyłam długą drogę. Mieszkasz bardzo daleko, z każdym rokiem coraz dalej.
Stara kobieta nie rozumiała, jak odległość może się zmieniać z biegiem czasu. Zdecydowała się jednak nie zadawać zbędnych pytań i zrobić wszystko, aby Baba Jaga jak najszybciej opuściła jej dom.
– Właśnie planowałam przygotować coś do jedzenia, chętnie się podzielę.
Ponownie sięgnęła po worek z ryżem, wzięła też kilka jabłek, planując jakiś prosty, szybki poczęstunek.
– O nie, nie, nie. Ja lubię dobrze zjeść. Mam wtedy lepszy humor. A po jedzeniu porozmawiamy. Przygotuj zupę szczawiową z kilkoma jajkami – starucha oblizała wargi – niech będzie kwaśna i świeża, cierpka na języku. Do tego na boku gotowane ziemniaki z podsmażaną cebulką. Na drugie danie chętnie zjem pierogi z jagodami z dużą ilością słodkiej śmietany – przypuszczam, że nie masz nic na deser, więc zadowolę się poziomkami.
Stara kobieta patrzyła bez słowa, a oczy stawały jej się coraz większe. Czuła też jak w brzuchu jej burczy i od samego opisu staje się cieplejsza i miększa. Szczawiowa, pierogi i poziomki. Brzmiało pysznie, brzmiało lekko, acz sycąco. Och, brzmiało tak zachęcająco! Aż zmarszczyła brwi na wspomnienie ryżu z jabłkami jaki na szybko chciała przygotować. Nagle zapragnęła wybrać się na pobliską łąkę, gdzie wiedziała, że rosną poziomki i gdzie na pewno znajdzie zielony szczaw. Jajka ma świeże z wczorajszej dostawy od sąsiada, ziemniaki żółte i mączaste leżały w kącie sieni. Wróciły do kuchni. Powstrzymała się od prośby o pomoc. Starucha zresztą jakby nigdy nic swobodnie zdjęła buty, przeszła do pomieszczenia obok i siadła zamaszyście na najwygodniejszym fotelu. Rozkazała podać sobie słodzoną miodem herbatę z czarnego bzu. Przymknęła oczy i zdawała się drzemać.
Tymczasem deszcz przestał padać i zza chmur wyjrzało słońce. Stara kobieta owinęła się swetrem i wzięła w dłoń koszyk, do którego włożyła mały nożyk. Na dworze przepięknie pachniało zroszoną deszczem trawą. Gdy znalazła się na łące z wdzięcznością wdychała zapach mokrego lasu, który otaczał łąkę z trzech stron. Gdy zrywała szczaw i poziomki towarzyszył jej śpiew jakiegoś ptaszka. Słońce przyjemnie ogrzewało jej skórę. Czas minął szybko i przyjemnie. Wróciła do domu, nastawiła warzywny bulion, obrała ziemniaki, przygotowała ciasto na pierogi oraz farsz z jagód, które jeszcze przed deszczem zdążyła zebrać z samego rana. Ah, zebrałam jagody, a chciałam jeść ryż! Pomyślała dziwiąc się samej sobie. Chciała co prawda upiec bułeczki z jagodami i poczęstować córki, ale pomysł pierogów był równie apetyczny. Kiedy wszystko było gotowe zaprosiła Babę Jagę do stołu.
Jaga jadła dużo, zjadła tak dużo, że stara kobieta bała się że dla niej nie starczy. Zresztą sama sięgała po jedzenie dopiero gdy była pewna, że starucha nałożyła sobie tyle, ile potrzebuje. Dziwiła się, bo Baba Jaga była koścista. Naprawdę wyglądało jakby nie miała krztyny mięśni, czy tłuszczu na kościach. Gdzie to chude ciało mieści takie pokłady jedzenia?
Starucha oblizała palce i usta. Po czym wytarła je serwetką. Odbiła z zadowoleniem i wróciła na fotel, machając na starą gospodynię dłonią i skłaniając ją do podążenia za sobą. Stara kobieta stłumiła niezadowolenie. Nie lubiła pozostawiać nieumytych naczyń. Czuła jak ciąży jej ten niezrobiony obowiązek. Starucha nic sobie nie robiła z jej zmarszczonych brwi. Usiadła na fotelu i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Nagle pojawiły się przed nimi trzy skrzynie. Stara kobieta z trudnością rozpoznała skrzynie, w których umieściła listy i inne pamiątki. Nie zaglądała tam od chwili włożenia tam swoich wspomnień.
– Długo czekałam aż się obudzisz. Długo czekałam aż otworzysz oczy i spojrzysz na siebie, na swoje życie. Aż zaczniesz pytać i zaczniesz na te pytania znajdować odpowiedzi. Nie sądziłam, że kobieta może być martwa za życia tak długo. A jednak jest Was wiele. Lata mijają, a mnie wciąż opanowuje ogromna złość na Waszą głupotę. Wczoraj śniłaś o mężczyźnie, który groził Ci nożem. Widziałaś jaki jest duży, niebezpieczny, bezwzględny. I zaczęłaś się bronić. Dusił Cię, ale zamiast odpuścić robiłaś wszystko co w Twojej mocy walcząc o oddech. Dlatego dziś, gdy spadłaś ze stołka zjawiłam się ja, a nie moja przyjaciółka Kostucha. Pani Kości miała dziś zabrać Cię do swojego królestwa. Ale z powodu tego snu chcę dać Ci jeszcze kilka chwil życia. Chcę Ci również dać możliwość uzdrowienia swego rodu. Skoro zaczęłaś się budzić, pracuj, a kobiety które przyjdą tu po Tobie nie podzielą Twojego losu. Czas przerwać tą nić. Utkać nową.
– W pierwszej skrzyni znajduje się Twoje życie. Chcę, żebyś otworzyła skrzynię i przejrzała każde wspomnienie, każde marzenie, zobaczyła każdą osobę, którą spotkałaś. Patrz szeroko otwartymi oczami. Nie wolno Ci ich zamykać, nie wolno odwracać głowy, nie wolno opuszczać pomieszczenia, nie wolno zatrzasnąć wieka. Patrz szeroko otwartymi oczami. Opowiesz mi potem co widziałaś.
Stara kobieta drżącymi dłońmi otworzyła posłusznie wieko skrzyni. Aż się zachłysnęła od nadmiaru wrażeń. Długo stała nad skrzynią, w pewnym momencie drżące nogi jej nie utrzymały, opadła więc, wsparła dłonie o brzegi skrzyni i dalej patrzyła. Po twarzy leciały jej łzy. Nie powstrzymywała ich, nie wycierała dłońmi, nie próbowała ukryć. Szloch coraz częściej wstrząsał jej ciałem. Czuła jednak ulgę. Im więcej tych łez leciało, tym łatwiej jej było patrzeć w skrzynię.
Baba Jaga obserwowała starą kobietę uważnie. Nie okazywała zniecierpliwienia. Nie widać było po niej również zadowolenia. Mijały długie godziny. W pewnym momencie stara kobieta podniosła się i odwróciła w kierunku Baby Jagi. Pokiwała głową. To wystarczyło, starucha machnęła dłonią i wieko skrzyni opadło.
– Co widziałaś?
– Widziałam swoją niewinność, ale i swoją głupotę. Widziałam dziecko, które nie nauczyło się jak być kobietą. Widziałam swoją krzywdę, która przyćmiła mi wzrok na wszystko inne. Widziałam lenistwo, poczucie winy, wstyd, żal, i dużo strachu. Brak chęci działania.
– A czego nie widziałaś?
– Marzeń, talentów, prawdziwego szczęścia. Ale w tamtym życiu nie widziałam siebie i nie widziałam moich córek. Byłam nie tylko martwa, byłam też ślepa. – Ramionami gospodyni wstrząsnął kolejny szloch.
– Martwi nie widzą. Są martwi.
Nie było sarkazmu w głosie Jagi, raczej zniecierpliwienie jak wolno uczy się stara kobieta.
– Teraz otwórz drugą skrzynię. Włóż do niej obrazy, za którymi tęskni Twoja dusza. Napełnij ją marzeniami, mocą, talentami, szczęściem. Wszystkim, co zapraszasz do swojego życia.
I teraz zdarzało się, że z oczu starej kobiety popłynęły łzy. Były one jednak lżejsze, witane z uśmiechem. Postawa kobiety zmieniła się. Plecy wyprostowała, pewnie i mocno stojąc na stopach. Coraz częściej dłońmi dotykała swojego brzucha. Ale bez niechęci, raczej bezwiednie, jakby upewniała się, że wkłada takie jakości do skrzyni, jakich rzeczywiście potrzebuje.
– Dobrze – powiedziała Jaga, gdy kobieta ponownie zwróciła się w jej kierunku. – Teraz zamknij i tą skrzynię.
– Spójrz. Mam przy sobie surową przędzę, białą świecę, szmacianą laleczkę, kryształową kulkę, ciepły, kolorowy koc, grudę czarnej ziemi, jabłko oraz czerwoną różę z kolcami. Wybierz jeden przedmiot, który będziesz mogła włożyć do trzeciej skrzyni. To będzie lekcja, którą będziesz mogła podzielić się z Twoimi córkami. Symbol, który będziesz mogła przekazać. Wybieraj.
– Ale co one oznaczają, ja niewiele rozumiem. Potrzebuję więcej czasu, potrzebuję…
Grzmot za oknem wdarł się w zdanie starej kobiety. Z przestrachem zobaczyła złość i zniecierpliwienie malujące się na twarzy Baby Jagi. Przez chwilę zapomniała z kim rozmawia. Starucha nie miała czasu na jej lęki i niepewności.
Stara kobieta przeprosiła skłaniając głowę przed staruchą. Rozumiała jej gniew. Położyła dłonie na brzuchu, zamknęła oczy, zajrzała w siebie. Po zaledwie trzech uderzeniach serca poczuła pewność.
– Szmacianą laleczkę. Proszę, czy mogę włożyć do skrzyni szmacianą laleczkę?
Baba Jaga bez słowa podała jej wybrany przedmiot patrzyła też jak ostrożnie wkłada ją do skrzyni. Gdy stara gospodyni ponownie zwróciła twarz w kierunki Baby Jagi, tej już nie było. Odetchnęła z ulgą. I z wdzięcznością spojrzała na wszystkie trzy skrzynie.
Tydzień później odwiedziły ją córki. Wysłała im wcześniej krótkie listy zapraszając na obiad i prosząc, aby nic ze sobą nie zabierały. Napisała, że pragnie spędzić z nimi przyjemnie dzień i aby traktowały go jak prawdziwe wakacje. Zadziwione wesołym tonem listów córki przybyły do domu starej matki z samego rana. Z zaskoczeniem spotkały ją już w ogródku, który przekopywała. Po przywitaniu, matka zaczęła im opowiadać swoje plany co do ogródka. Pokazywała za śmiechem ubrudzone ziemią dłonie. Po przekroczeniu sieni w nosach zakręciły im się przepiękne zapachy. Matka przygotowała prawdziwą ucztę. Dodatkowo paliła jakieś zioła w kominku, co dawało intrygujący, acz bardzo przyjemny zapach w jadalni. W oknach zawiesiła mnóstwo kryształowych kuleczek, które tęczowo rozświetlały pomieszczenie. W wazonie i w doniczkach stały pięknie kwitnące kwiaty. Czerwone róże rozgościły się na samym środku stołu. Na ulubionym fotelu matki leżały kolorowe koce.
– Tyle zdążyłam zrobić. Patrzcie, pytajcie jeśli chcecie. – Śmiała się matka widząc ich zaskoczone twarze. – Widzicie, chciałam zaprosić życie do mojego domu. I kolory i zapachy. Wszystko, co piękne. Dopiero zaczęłam, a tyle jeszcze mam pomysłów! Ale zacznijmy od śniadania. Siadajcie.
Matka i córki spędziły piękny dzień, poszły nawet na spacer do lasu, wracając zerwały czerwone, soczyste poziomki. Pod wieczór matka ponownie rozpaliła ogień w kominku i wręczyła córkom mięciutkie, kolorowe koce, aby się okryły.
Przydźwigała też skrzynie.
Zaczęła im opowiadać o ich zawartości. Wiele godzin zajęło jej przedstawienie trudnych wspomnień. Następnie opowiadała córkom o swoich marzeniach, planach, nowych jakościach w życiu. Tuż przed świtem wyjęła laleczkę z trzeciej skrzyni.
– Trzecia skrzynia to jest lekcja, którą chcę przekazać kobietom, które w rodzie pojawią się po mnie. Ta laleczka symbolizuje dla mnie moje wewnętrzne ja. Za każdym razem gdy na nią patrzę przychodzi mi na myśl coś innego. Raz, że jest we mnie wciąż mała dziewczynka, która potrzebuje uwagi. Raz, że laleczka to przecież symbol beztroskiej zabawy i zaraz myślę na co mam dziś ochotę, jaką przyjemność sobie sprawić. Innym razem patrzę i widzę w niej powierniczkę smutków, którą mogę ścisnąć w ramionach i pozwolić płynąć łzom. Innymi słowy ta laleczka to każda z nas. Kocham i akceptuję każdy mój aspekt, każdą emocję. I dobrze, że jest taka mała. Bo to znaczy że każdy aspekt i każdą emocję jestem w stanie przywitać, przytulić, transformować jeśli trzeba. Każdej poświęcić uwagę, a jednocześnie nie dać się im pochłonąć. Wszystko w nas jest ważne. Wszystko jest cenne. Wszystko możemy do siebie przytulić. Ukochać. I zawsze możemy sobie przypomnieć, że życie może być piękne, pełne uśmiechu i zabawy. Oraz mądrości, trzeba tylko uważnie patrzeć.
Stara matka wyszła przed dom. Czuła, że córki potrzebują czasu, aby przyswoić sobie wszystko, co dziś usłyszały. Czuła się bardzo szczęśliwa i bardzo wdzięczna. I czuła radość, że oto zaczyna się nowy dzień. Położyła dłoń na sercu dziękując Babie Jadze, że ta pokonała długą drogę do jej domu i że ma jeszcze trochę czasu, zanim odwiedzi ją Kostucha.