Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żył sobie, a może i nie, mądry, waleczny król. Król ten żył na pięknym zamku w otoczeniu swoich najbliższych. Swojej matki, żony oraz pięknej córki, Klary. Król przez większość swojego życia wojował i rozszerzał granice swojego królestwa. Skupiony na podbojach, marzył o męstwie, sławie i honorze. I przekuwał swoje marzenia w rzeczywistość. Gdy wracał do domu dzielił się z córką wojennymi opowieściami. Kostucha i bystrzy giermkowie byli ulubionymi postaciami historii opowiadanych jej na dobranoc. Córka podziwiała i kochała swojego ojca. Nauczył ją strzelać z łuku, wskakiwać na rozpędzonego konia, pływać oraz bronić się w razie napadu. Często odbywali wspólnie piesze wędrówki po górach. Dziewczyna rosła wierząc we własną siłę i możliwości.
Babka jej została królową, choć nie pochodziła z królewskiego rodu. Oczarowała swą urodą ówcześnie panującego króla. Zanim zamieszkała na zamku żyła wśród zwykłych ludzi, w zwykłej chatce nad samym urwiskiem. Jej matka i babka i wszystkie kobiety z rodu były szeptuchami. Wiedźmami. Widzącymi. Dzieliła się więc z wnuczką prastarą wiedzą. Uczyła ufać intuicji. Uczyła magii, ziół i żywiołów. Dziewczyna rosła więc szanując wiedzę przodków oraz czerpiąc z ich mądrości.
Matka nie wyróżniała się ani szczególną urodą, ani umiejętnościami. A jednak bez niej ciężko byłoby nazwać duży zamek domem. Jej ciepło i dobro tworzyło przestrzeń, w której każdy czuł się jak u siebie. Poddani uwielbiali swoją królową. Pobudowała sale dla chorych oraz szkołę. Łożyła również na nauki dla najzdolniejszych poddanych, aby Ci mogli szkolić się na medyków lub nauczycieli, na cieśli lub kamieniarzy. Mieszkańcy wiosek należących do ich królestwa żyli dostatnie, byli wdzięczni i szczęśliwi. Dziewczyna rosła rozumiejąc jak ważne jest pomagać innym i że to czym się dzielisz mnoży się w Tobie.
Królewna, otoczona przez mądre kobiety swojego rodu oraz mądrego i odważnego ojca, czuła się szczęśliwa.
Klara rosła, a wraz z nią rósł niepokój jej ojca. Gdzie znajdzie mężczyznę, który wart będzie jej ręki? Chciał mieć pewność, że zapewni jej szczęście, a swemu królestwu mądrego i odważnego władcę. Zaczął więc zapraszać na swój zamek książęta oraz królów, hrabiów oraz walecznych rycerzy. Urządzał turnieje i bale. Polowania i wyścigi. Wszystkich chciał poznać lepiej, poobserwować, upewnić się z jakiego kruszcu są ulepieni. Klara świetnie się bawiła i rada była wszelkim zabawom. Nie czuła się gotowa na zamążpójście, dlatego czerpała z organizowanych przyjęć to, co podobało jej się najbardziej. I nie przejmowała się długimi spojrzeniami książąt, dumnymi przemowami hrabiów, złotymi obietnicami rycerzy. Miała w sobie pewność, że w momencie, kiedy poczuje się gotowa serce jej podpowie z kim powinna spędzić resztę swojego życia.
Pewnego dnia król i królowa wydali ogromne przyjęcie w ogrodzie, aby uczcić nowy sojusz z królem zwanym Srebrnowłosym. Wysłannicy króla zapowiedzieli jego przyjazd sześć dni wcześniej, kiedy to doszło do podpisania traktatu pokojowego. Spodziewano się więc króla starego i rozważnego. Traktat pokojowy, który zaoferował, był mocno przemyślany i niezwykle korzystny dla obydwu stron. Król rozpytał wysłanników swego nowego sprzymierzeńca czy srebrnowłosy król ma już dziedziców. Zgodnie odpowiedzieli, że nie ma, lecz że szuka żony. Mądry król zmarszczył ze zdziwieniem brwi i z jeszcze większym zaciekawieniem zaczął wypatrywać przybycia Srebrnowłosego.
Zebrali się już prawie wszyscy zaproszeni goście, kiedy zapowiedziano pojawienie się gościa honorowego. Król i królowa, Klara oraz jej babka podeszli do altanki, przy której stanął wyczekiwany sojusznik. Jakież było ich zdziwienie, gdy zamiast starszego mężczyzny zobaczyli młodego, śmiało patrzącego spod przydługiej grzywki króla. Króla o srebrnych włosach związanych szarym rzemieniem. Przy jego nodze warował duży, czarny pies. Przybysz przywitał króla głębokim ukłonem, a królową matkę, królową i Klarę pocałunkiem złożonym na ich dłoniach. W tym momencie zagrały trąbki zapraszające zebranych do zajęcia miejsca przy stołach.
Król usadził swojego gościa po swej prawej ręce, po lewej jak zawsze siedziała jego ukochana żona. Wokół zebrały się same wpływowe osobistości. Klara usiadła odrobinę dalej, aby nie przeszkadzać obradującym w pierwszej wymianie zdań. Natomiast z nieukrywaną ciekawością przyglądała się młodemu królowi. Nie był klasycznej urody, miał natomiast w sobie coś silnego, dzikiego, co ją zachwycało. Od razu zrozumiała, że chciałaby zostać jego żoną. Młody król natomiast, teraz skupiony na słowach jej ojca, nie spojrzał na nią ani razu. Za to jego pies podbiegł do niej i z radośnie poruszającym się ogonem przyjmował wszystkie smakołyki z królewskiego stołu. Głaskała go bezwiednie, wciąż zerkając na jego pana.
Gdy wszyscy wstali od stołu Srebrnowłosy poszukał wzrokiem swojego psa. Zauważył go przy królewnie i podziękował jej uśmiechem. Gwizdnął delikatnie, przywołując czworonożnego towarzysza.
Po zakończonej uczcie przyszedł czas na zabawy w ogrodzie. Odbyło się strzelanie z łuków, następnie wyścigi w workach, zawody zręcznościowe, rozstawiono stoły do gry w kości, ustawiono wędki przy stawie oraz łódki dla chcących skorzystać z uroków wody.
Przeciwnie do swego zwyczajowego entuzjazmu, Klara nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca. Oczami wciąż szukała młodego króla, który zdążył już zagrać w kości z jej matką, pospacerować po sadzie z jej babką, usiąść i napić się wina z jej ojcem, a nawet dopingować gości w utrzymywaniu równowagi na linie. Po czym przeprosił wszystkich tłumacząc się zmęczeniem po dalekiej podróży i udał się do swojej komnaty.
Tej nocy była pełnia. Klara nie mogła zasnąć. Stała w oknie i spoglądała na uśpiony krajobraz. W pewnym momencie zobaczyła poruszające się kształty. To Srebrnowłosy i jego pies biegli w stronę bramy. Zaintrygowana, niewiele myśląc, narzuciła na koszulę nocną wełniany płaszcz, ubrała buty i pognała za nimi. Nie wiedziała skąd przyszła ta wiedza, lecz natychmiast po minięciu bramy skręciła w prawo, w stronę jeziora. Droga biegła przez stary bór, w którym jej ojciec lubił polować. Gdy dobiegła zdyszana nad jezioro, w jego wodach zobaczyła srebrnego żurawia. Delikatne światło księżyca odbijało się w jego piórach.
Przeczuła bardziej niż zrozumiała, że to młody król przeistoczony w żurawia stoi przed nią w jeziorze. Był piękny, zapatrzyła się w niego zachwycona. Wyczuła ruch w okolicznych zaroślach. To pies wyskoczył z nich i zatrzymał się przy jej stopach. W jednej chwili zjeżył sierść i warcząc okrążał ścieżkę tuż przed nią.
Nagle jezioro i jego okolicę spowiła gęsta niczym śmietana mgła. Z tej mgły zaczął się wyłaniać jakiś kształt. Zakapturzona, wysoka postać. Klara znała ją z opowieści babki i ojca. Oto miała spotkać Panią Kości. Wpatrywała się w nią pełna wyczekiwania. Wiedziała, co skrywa jej kaptur. Wiedziała, co mogło się kryć w przytroczonych do jej pasa sakwach. Mimowolnie poczuła dreszcz strachu, który wstrząsnął ciałem. Dziś zrozumiała jedną z lekcji babki: Ty masz swoją mądrość, Twoje ciało swoją. Wspólnie potraficie usłyszeć głos intuicji.
Zacisnęła dłonie w pięści, z całej siły starając wsłuchać się w głos szepczący z głębin jej świadomości. Żuraw stał nieporuszony, również czekał na rozwój wypadków. Niezdolny do opuszczenia wód jeziora, zamknięty w księżycowej poświacie.
Pani Kości zbliżyła się do stojącej dziewczyny. Ruchem dłoni zatrzymała czas. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zobaczyła psa zastygniętego ze zjeżoną sierścią. Gałęzie drzew, teraz nieruchome, wygięte pod wpływem wiatru. Zamrożone kręgi wody rozchodzące się od postaci żurawia.
– Nie chcę mieć żadnych świadków tej rozmowy. Zostanie ona między mną, a Tobą. – Kostucha sięgnęła do jednej z sakiew i wyjęła z niej owalny przedmiot. Nie przypominał niczego, o czym opowiadała jej babka. Królewna rozumiała jednak, że każdy przedmiot z nich wyciągnięty ma właściwości magiczne.
Przyjęła z rąk Pani Kości stare, owalne zwierciadło. Ciężko leżało w jej dłoniach. Najdziwniejsza jednak była jego tafla. Zamiast zwykłego lustra w ramie oprawiony był kawałek wypolerowanego, matowego srebra. Kiedy Klara dotknęła tafli palcami poczuła ogromny żar. Oderwała szybko dłoń i podniosła wzrok na Kostuchę.
– Pokochałaś mężczyznę, którego nawet nie znasz. On przynajmniej nie chciał ufać jedynie swoim oczom. Spędził czas z Twoją rodziną, słuchał opowieści zaproszonych gości. Gdyby nie pełnia, zaprosiłby Cię jutro na przejażdżkę, a Ty nawet byś nie wiedziała komu oddajesz swoją rękę. A jednak przyszłaś tu dziś w nocy. Dlatego mam dla Ciebie prezent. To zwierciadło, które trzymasz w dłoniach, pozwoli Ci poznać prawdę. Musisz jedynie pocierać je palcami. Wówczas zwierciadło odkryje przed Tobą to, co zakryte. Nie wolno Ci jednak oderwać palców. Jeżeli je w którymkolwiek momencie oderwiesz, nie będziesz mogła drugi raz wrócić do już zadanego pytania, powtórzyć wypowiedzianą prośbę.
Klara pokiwała głową i spojrzała w stronę unieruchomionego żurawia. Ciaśniej okryła się płaszczem. Bała się. Jeszcze przed chwilą czuła jak gorąca była tafla zwierciadła. Niepewna ile to może potrwać usiadła na ziemi i zdjęła buty. Pamiętała o naukach swej babki, o sile jaka płynie z Matki Ziemi. Potrzebowała jej teraz bardzo. Wyprostowała plecy. Przypomniała sobie o wszystkich odważnych giermkach i rycerzach z opowieści ojca. Sama też przecież była odważna. Położyła zwierciadło przed sobą i niepewnie musnęła jego taflę palcami. Odetchnęła z ulgą. Tafla była chłodna. Zawahała się, niepewna o co zapytać. Odruchowo uniosła głowę, by spojrzeć na Kostuchę. Niestety, stała skryta w cieniu, a Klarze zabrakło odwagi by ją o cokolwiek zapytać. Przecież powinna pytanie zadać zwierciadłu. Zamknęła oczy.
– Pokaż mi proszę to, z czego młody srebrnowłosy król nie jest dumny, co najprawdopodobniej chciałby ukryć przede mną.
Klara przyłożyła palce do tafli zwierciadła i zaczęła je pocierać. Z tafli uniosła się gęsta mgła, a w tej mgle zaczęła dostrzegać coraz wyraźniejszy obraz.
Oto bardzo młody król na swoim dworze, wydawał się może osiem lat młodszy niż w dniu, w którym go poznała. Przed nim w mocnym uścisku straży zamkowej stał starszy mężczyzna, z oczu płynęły mu łzy. Właśnie wysłuchał skazującego go na wygnanie wyroku władcy. Obraz zabarwiony był ogromnym wstydem młodego króla. Klara zrozumiała, że to jego własne wspomnienia, że widzi je jego oczami i że każde przekazywać będzie również bagaż emocjonalny. Wspomnienie zakończyło się w momencie, kiedy mężczyzna był wywlekany z sali tronowej, a za nim ruszyły całe we łzach dwie piękne dziewczęta. Wspomnienie się skończyło, ale Klara chciała zrozumieć skąd ten wstyd i za co starszy mężczyzna został wygnany z własnego domu, z bezpiecznego królestwa. Kiedy tylko wypowiedziała w myślach te dodatkowe pytania poczuła jak zwierciadło się rozżarza, lecz nie oderwała dłoni pomna słów Kostuchy. Zdeterminowana była poznać całą historię.
Z rumieńcem na twarzy zrozumiała, że dwie piękne dziewczyny to były córki mężczyzny, że król potajemnie spotykał się z obydwoma i obydwie oddały mu swą cnotę. Ich ojciec przybył na dwór, aby dowiedzieć się jakie plany król ma względem jego córek. Król nie miał żadnych, a w gniewie na śmiałego wieśniaka wygnał ich ze swojego królestwa. Dziewczyny i ich uczucia były tylko zabawką w rękach nieczułego mężczyzny.
Następnie pojawiały się obrazy młodych mężatek, służących, sióstr przyjaciół króla. Widać było ich łzy, słychać błagalne głosy o miłość, o kolejny dzień lub noc spędzoną wspólnie. I widać było jego obojętność, niechęć, przesyt, nudę.
Pojawiały się obrazy biesiad mocno okraszonych miodem, piwem i winem. Oglądała króla, który w pijackim humorze chętnie wyzywał wszystkich na pojedynki. Choć wiedział, że poddani nie odważą się stawać na równi z nim, aby go nie zranić. Widziała jak obrażał swych giermków, przyjaciół, rycerzy. Widziała jak traktuje swych służących, jak niefrasobliwie rozsądza poddanych, jak wszystko go nudzi i gniewa. Wszystkie te wspomnienia zabarwione były teraz ogromnym wstydem, poczuciem winy, żalem i gniewem skierowanym na samego siebie. Dopiero przy ostatnim obrazie, gdy przenikliwy ból palców przywołał jej świadomość do tu i teraz dostrzegła, że młody król miał czarne włosy.
Gdy oderwała dłonie od zwierciadła spojrzała na nie z przestrachem. Całe w bąblach od poparzeń, srebrna tafla zwierciadła pociemniała od jej krwi. Jednak nie była mokra, jej ból i cierpienie głęboko wsiąkło w artefakt. Z niechęcią wpatrzyła się w zastygłego, pięknego żurawia. Mężczyzna, którym się okazał, nie miał honoru, męstwa, poczucia sprawiedliwości. Nie był prawy, dobry czy mądry. Był zaprzeczeniem tego, co ceniła i co przyzwyczaiła się uważać za naturalną podstawę ludzkiego charakteru. Nie mogła uwierzyć, że dała się tak zwieść jego urokowi osobistemu. W tym momencie zatrzymała swe myśli. Spojrzała na Kostuchę i na swe obolałe palce. Zdecydowała wypowiedzieć śmiałą prośbę.
– Chcę zadać kolejne pytanie, lecz obawiam się, że w tym stanie nie będę potrafiła wysłuchać odpowiedzi. Czy możesz uleczyć moje dłonie?
Kostucha wyjęła z sakiewki ciemną buteleczkę, a gdy Klara wyciągnęła przed siebie dłonie wylała część zawartości na skórę dziewczyny. Momentalnie się zagoiła. Ulga była potężna, jednak chęć poznania całej prawdy silniejsza.
Klara po raz drugi przyłożyła palce do zwierciadła i bez wahania zadała kolejne pytanie.
– Czy i w jaki sposób srebrnowłosy teraz król zrozumiał swe błędy i jak je naprawił?
Królewna zobaczyła jak młodego króla budzi jakiś hałas. Była pełnia, tak jak dzisiejszej nocy. Patrzyła jak wstaje, patrzyła na jego otwarte, niewidzące oczy. Patrzyła jak przemierza korytarze, wychodzi z zamku i rusza w jasną noc. Towarzyszyła mu w drodze przez las, aż doszli do małej chaty nad brzegiem jeziora. Razem z zaczarowanym królem przekroczyła próg chaty i zachłysnęła się z przerażenia. Oto na prostym materacu leżała martwa, młoda dziewczyna, cała we krwi. W chacie dało się wyczuć echo jej pełnego bólu i strachu krzyku. Obok niej leżało martwe dziecko, mały chłopczyk z nieodciętą pępowiną. Przy wygasłym piecu siedziała stara kobieta. Z nienawiścią wpatrywała się w młodego króla. Pstryknęła palcami, a ten otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła i krzyknął z przestrachem. Podbiegł do łóżka, lecz nie odważył się dotknąć ani dziewczyny, ani martwego dziecka. Starucha wstała, wyciągnęła pokrzywiony palec w stronę króla i zaskrzeczała suchym od szlochów głosem:
– Tyś winien cierpień mojej wnuczki. Zabawką li była w Twoich ramionach, a moim całym światem. Odrzuciłeś ją i swoje dziecko, wyśmiałeś mówiąc że nie wierzysz że jest Twoje. Ah jak ona cierpiała, postradała zmysły z żalu. Ten żal i ból zabił ich oboje. Zabrałeś mi jedyne, co było dla mnie ważne, więc i ja zabiorę Ci to samo. Nadzieję na miłość i bliskość. Ale byś zrozumiał ogrom swojej kary coś Ci pokażę. Teraz śmiejesz się z bliskości, gardzisz miłością. No to patrz.
Starucha po raz kolejny pstryknęła palcami i w kominku rozgorzał ogień. A z płomieni zaczął wyłaniać się obraz. Może dwuletni chłopczyk leżał wtulony w ramiona matki. Kruczoczarne włosy od razu pozwoliły się im domyśleć, że widzą młodego króla. Obserwowali jak kobieta otacza czułą opieką chłopca, jak wiele czasu mu poświęca, jak opowieściami przekazuje mu swoje wartości. To, jak ważne jest być prawym i honorowym, jak ważna jest rodzina oraz wszyscy ludzie, których życie od nas zależy. Matka była dumna z chłopca, rósł i przy jej boku poznawał świat. Chodzili do lasu, opowiadała mu o zwierzętach i ich zwyczajach. Chodzili po wsiach, pokazywała mu ludzką niedolę i sposoby, jak poddanym można pomóc. W komnatach pałacowych wspólnie malowali, tańczyli i śpiewali. Często po kolacji matka siadała do fortepianu i grała mu na dobranoc piękne, słodkie melodie. Jedynym cieniem w tych wspomnieniach był król, ojciec chłopca. Zazdrosny, gniewny, wybuchowy. Zdarzało się, że bił matkę, upokarzał ją, oskarżał o najgorsze rzeczy. Pewnej nocy młody czteroletni wówczas królewicz obudził się ze złego snu i biegiem ruszył do komnaty rodziców. Chciał się wtulić w mamę, zasnąć w bezpiecznym miejscu. Gdy otworzył drzwi do komnaty ujrzał swojego ojca z nożem w dłoni. Z noża kapała krew. Mały chłopczyk nie potrafił zrozumieć ogromu grozy, która właśnie się zadziała. Okrążył łóżko szukając i wołając mamę. Leżała na podłodze. Z przestrachem dostrzegła swojego synka. Gdy rzucił się by ją przytulić wyszeptała mu do ucha: Pamiętaj czego Cię nauczyłam. Proszę, nie idź w jego ślady. Gdy zostaniesz królem, wszystko się zmieni. Będę z Ciebie taka dumna. Zobaczyli potem kolejne lata, kiedy król zohydzał synowi obraz matki oraz każdej kobiety. Opisując je jako zdradliwe, niestałe w swych uczuciach istoty. Główne zagrożenie dla każdego silnego władcy. Gdy król umierał zdawało się, że całkowicie już postradał zmysły. Wzywał imienia swej zamordowanej żony i śmiał się przeraźliwie. Królewicz został królem, a serce jego wypełnione jadem oskarżeń i opowieści szalonego ojca zamknięte było na jakiekolwiek okruchy dobra.
Król wstrząsnął się po wizji, która wyłoniła się z płomieni. Czuł całym sobą jak była prawdziwa. Czuł wstyd tak ogromny i żal, i gniew. Co matka by o nim dziś pomyślała? Raz jeszcze rozejrzał się po małej chatce z przerażeniem i zaczął łkać. Staruchę nie wzruszyły łzy młodego mężczyzny. Zbyt wiele wylała swoich. Zbyt dużo krzywd wyrządził. Czy te wspomnienia wystarczą, by potrafił odmienić swoje życie? Nie wierzyła w to. W sercu jej gorzała nienawiść. Mężczyzna tymczasem pogrążony w obudzonych nagle wspomnieniach z ogromnym smutkiem w sercu i tęsknotą – posiwiał. Od zmartwień, żalu i złości na samego siebie oraz na niegodziwego, szalonego ojca. Tak wiele trudnych, silnych emocji nim targało. Starucha gdy zobaczyła posiwiałe włosy młodego króla uznała to za znak. Oto wiedziała, jaką karę nałożyć na niegodziwca, który skrzywdził jej wnuczkę i był odpowiedzialny za Śmierć, która odwiedziła dzisiejszej nocy jej chatę. Śmierć zresztą nie odeszła daleko, patrzyła na nich przez okno.
W taki sposób podczas każdej pełni król przemieniał się w srebrzysto-piórego żurawia – symbol miłości i wierności, czyli jakości, których król nie znał ani nie rozumiał przez większość swojego życia. Aby mógł z powrotem wrócić do swej człowieczej postaci, król musiał spędzić każdą noc pełni na jeziorze, skąpany w blasku księżyca. Gdyby nie udało mu się znaleźć żadnego jeziora w pobliżu, do końca swych dni żyłby pod postacią żurawia. Starucha jednakże nie poprzestała na jednej klątwie. Zastrzegła, że król nie może znaleźć ukojenia w ramionach żadnej kobiety, chyba że pozna każdy jej aspekt, każdą emocję, każdą nadzieję. I taka kobieta, jeśli potrafiłby dowiedzieć się o niej tak dużo, mogłaby zdjąć z niego klątwę jednym pocałunkiem. Pod warunkiem, że kochałaby go szczerze i znała każdy jego aspekt, każdą emocję i każdą nadzieję. Inaczej czekałaby go Śmierć.
Od czasu, gdy klątwa została rzucona minęło osiem długich lat. W trakcie tych lat srebrnowłosy już teraz król poświęcił wiele czasu ucząc się i próbując zadośćuczynić swym wcześniejszym działaniom. Długo trwało, nim odzyskał zaufanie swego dworu. Jeszcze dłużej zajęło mu odmienienie losu swych poddanych, których tak długo zaniedbywał. Pewnego dnia, gdy polował, ścieżkę w lesie zastąpił mu zdziczały pies. Król przygarnął go, odkarmił i stali się nierozłączni. Tak oto nauczył się prawdziwie kochać. Zbudował sale szpitalne i opłacił uzdrowicieli. Zbudował szkoły i sprowadził nauczycieli. Inwestował w swoje wojsko oraz trenował szlacheckich synów na rycerzy. Po upływie tych ośmiu lat poczuł jak bardzo jest samotny. To wtedy dowiedział się o jej ojcu oraz o tym, że szuka on męża dla swojej pięknej i mądrej córki. To dlatego zaproponował sojusz. Liczył, że uda mu się poznać córkę króla i ją poślubić.
Klara oderwała zakrwawioną, bolącą dłoń od lustra. Jeszcze raz spojrzała na nieruchomego żurawia. Jednak tym razem czuła współczucie. I podziw. Nie miał on na kim się wzorować, a jednak gdy odzyskał wzrok i zrozumiał swe błędy, potrafił je samodzielnie naprawić. Podziwiała w nim hart ducha i niezłomność oraz konsekwencję i wytrwałość . Uniosła wzrok na Kostuchę, wstała i wyciągnęła przed siebie dłonie, prosząc o uzdrowienie. Pani Kości przechyliła buteleczkę i wylała całą zawartość na skórę księżniczki. Ta podziękowała i bez lęku powiedziała.
– Chcę poznać króla, każdy jego aspekt, każdą emocję i każdą nadzieję. A także każdą porażkę, każdy lęk i każde marzenie. Chcę mu podarować taką samą wiedzę o mnie.
Kostucha podniosła zwierciadło z ziemi. Przyjrzała się purpurowej teraz powierzchni.
– Nie mogę Ci podpowiedzieć jak to zrobić.
– Podaruj mi proszę to zwierciadło – odpowiedziała spokojnie księżniczka – i pozwól czasu płynąć.
Pani Kości machnęła ręką. Pies z powrotem okrążał ją warcząc i jeżąc ze strachu sierść. Wiatr szumiał w koronach drzew, a żuraw zaczął podpływać do brzegu, coraz bliżej Klary.
Klara weszła do jeziora mocząc skraj koszuli nocnej. Wyciągnęła w jego stronę purpurowe, rozżarzone zwierciadło.
– Oto sposób na zdjęcie klątwy. Czy jednak odważymy się z niego skorzystać? Musimy wejść do zwierciadła. Po drugiej stronie życia otrzymamy wszystkie odpowiedzi. Ceną będzie ogromny ból. – Zerknęła znad ramienia na Kostuchę – Być może śmierć.
Żuraw skłonił przed nią głowę i nie tracąc ani chwili wszedł do zwierciadła. Klara złapała głośno powietrze, zaskoczona. Aż do tej chwili nie była pewna, czy dobrze domyśliła się pełnej mocy magicznego przedmiotu. W tym samym momencie do zwierciadła wbiegł wierny towarzysz króla, jego czarny pies. To ją jakoś uspokoiło. Dodało otuchy. Zamknęła oczy. Wystarczyło, że wyraziła w myślach chęć przejścia na drugą stronę życia i poczuła jak wciąga ją purpurowa tafla.
Ból był ogromny. Król i królewna wiele dowiedzieli się o sobie nawzajem, ale również o sobie samych. Pokochali się szczerze, ale pokochali również samych siebie. Ta cenna lekcja kosztowała ich wiele. Przytuleni, z psem u swych stóp zamknęli oczy myśląc, że już ich nie otworzą.
Obudzili się na zamku. Tak, jakby tej nocy nigdy nie było. Odnaleźli do siebie drogę, a z samego rana ogłosili wszystkim, że planują się pobrać. Protesty rodziców uciszyła babka. Zobaczyła w oczach wnuczki znak Kostuchy. Z łatwością domyśliła się, że ich decyzja wcale nie jest lekkomyślna. Wieczorem Srebrnowłosy król oraz królewna opowiedzieli najbliższym przebieg poprzedniej nocy. Opowiedzieli o klątwie nałożonej na króla i o próbie zwierciadła, jednak zatrzymali dla siebie wiedzę tam zdobytą.
Rok później królowa Klara powiła bliźnięta. Dwóch silnych, pięknych, kruczowłosych chłopców. Cała rodzina królewny z miłością uczestniczyła w wychowaniu młodych książąt. A gdy przyszedł na to czas, jeden zasiadł na tronie ojca, drugi dziadka.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.