Sans-serif fonts
Serif fonts

Dwa oblicza. Praca z cieniem.

Dawno, dawno temu za górami, za lasami, żyła sobie, a może i nie, pewna rodzina. W rodzinie tej rodzili się sami chłopcy. Tracąca nadzieję na upragnioną córkę kobieta zaszła w kolejną ciążę. Chciała, żeby ta była ostatnia. Z wiekiem coraz ciężej je przechodziła. Jednakże żyła w przekonaniu, że synów się rodzi dla świata, a córkę urodzi dla siebie.

Ciąża ta przebiegała inaczej niż zwykle. Miała ochotę na kwaśne, brzuch był umieszczony dużo wyżej. Nie miała nudności. Gdy przyszedł czas na rozwiązanie była pewna, że za kilka godzin zamknie w ramionach wytęsknioną córkę.

Poród był nadzwyczaj łatwy, a dziewczynka po narodzinach zdrowo krzyczała i łapczywie przyssała się do sutka matki. Otworzyła oczy po raz pierwszy i kobieta spojrzała w nie z zachwytem. Poczuła, jak budzi się w niej ogromna miłość i chęć chronienia drobnej córeczki. Znała to uczucie, przecież nie pierwszy raz dała życie dziecku. A jednak tym razem czuła wszystko bardziej intensywnie.

Dziewczynka rosła, a jej starsi bracia często pomagali w opiece nad nią. Aż do dnia, gdy ta zaczęła krwawić. Wówczas matka przeniosła córkę do osobnego pokoju. Poprosiła nawet męża o umieszczenie klucza w drzwiach, jednakże klucz ten znajdował się z zewnętrznej strony drzwi.

Dziewczyna nie znała żadnych osób w swoim wieku. Jedynymi towarzyszami zabaw były domowe psy i koty. Mogła też spacerować po okolicznych łąkach, czasem też zapuszczała się trochę dalej, do lasu.

Za każdym razem po kolacji, gdy zmrok okrywał ziemię, dziewczyna musiała iść do swojego pokoju, a jej matka zamykała za nią drzwi na klucz.

To wówczas, za zamkniętymi drzwiami, grzeczna córka zmieniała się w dziką kobietę. Czuła się tak, jakby miała do swojej dyspozycji dwie osobowości. Dwie maski, które wdziewała na zmianę. Gdy wstawała rano i wychodziła z pokoju, aby spędzić dzień z rodziną, zakładała na twarz uśmiech usłużnej córki, zgodnej, naiwnej dziewczyny. Dziewczyny bez własnych pragnień, tęsknot, czy marzeń. Dziewczyny, która pracowicie wykonuje wszystkie powierzone jej obowiązki, nie sprzeciwia się rodzicom i nie mówi, jeśli nie jest o nic pytana. Dziewczyny, której dni upływają w spokojnej, klejącej się monotonii.

Nocą wszystko się zmieniało. Ze złością zdzierała dzienną maskę. Z krzykiem dokopywała się do swej dzikiej, stłamszonej natury. Miała ochotę gryźć, pluć i szarpać. Z nienawiścią zrzucała suknie. Otwierała okno, zeskakiwała na gałąź lipy i po drzewie zsuwała się na ziemię. Biegła naga w stronę lasu. Tam czuła się wreszcie swobodnie. To był stary, magiczny las. I zamieszkiwało go wiele niezwykłych stworzeń.

Podczas swoich pierwszych wycieczek do pradawnego lasu, dziewczyna biegała z nimfami, przytulała jednorożce, uspokajała bicie swojego serca wpatrując się w podniebny taniec maleńkich elfów. Rozmawiała z najstarszymi drzewami, a Woda Żywa była jej przyjaciółką. Zwierzęta się jej nie bały, rozpoznając jej dzikość i naturalność. Należała do ich świata i respektowała jego reguły.

Dużo później, gdy odważała się zapuszczać w coraz ciemniejsze rejony lasu, poznała swojego nauczyciela. Choć nie od razu to zrozumiała. Napawał ją ogromnym lękiem. Za każdym razem, gdy widziała go nawet z daleka, uciekała z powrotem do zamkniętego na klucz pokoju. A kolejnej nocy wstawała i bez wahania wkraczała w najmroczniejsze części pradawnego lasu. Czekał na nią, czuła to. Wydawało się jej, że widzi kilka podobieństw z gadem. Natura poskąpiła mu rąk i nóg, które mógłby używać do obrony przed niebezpieczeństwem lub do schwytania ofiary. I ona również czuła, jak i jej odebrano możliwość obrony narzucając maskę grzecznej dziewczynki. Jednakże wąż był niesamowicie jadowity. A paszczę mógł otwierać tak szeroko, że potrafił zaatakować każde stworzenie, duże i małe. Dziewczyna pragnęła poznać swoje moce, które pozwoliłyby jej przestać być tak bezbronną za dnia.

Podczas pierwszych spotkań jedyne co czuła, to ogromne przerażenie. Paraliżowało jej ciało. Stała naprzeciwko węża, a razem z nią czas stawał w miejscu. Początkowo nie potrafiła nawet za długo na niego patrzeć. A już z pewnością nie odważała się spojrzeć mu prosto w oczy. Wracała potem do domu ogromnie zmęczona tym lękiem. A następnego dnia matka nie była zadowolona z jej pracy. Pomimo to wracała tam prawie każdej nocy. Choć oczywiście zdarzały się i takie, gdy zostawała w magicznym, przepełnionym delikatnym światłem świecie elfów i nimf. Kiedy potrzebowała nabrać sił lub gdy dzień był nazbyt trudny. Gdy do krwi gryzła wargi, by nie krzyczeć do zachrypnięcia. Wówczas odkładała na inny czas wkroczenie do ciemności i pozostawała w tej części lasu, która żyła i świeciła.

Tej nocy, gdy wreszcie zaakceptowała widok węża. Gdy zobaczyła, że nie chce jej zaatakować. Gdy zauważyła, że nawet dystans zachowuje taki, jaki ona narzuca – wówczas popatrzyła mu po raz pierwszy w oczy. I poczuła jak wszystko wokół znika. Jak nawet w pewnym momencie te oczy znikają i jest tylko ona. Ale cała i prawdziwa. Poczuła ogrom emocji, potrzeb, oczekiwań, marzeń, nadziei i tęsknot. I naraz poczuła się przytłoczona tym wszystkim. Za dużo tego! Chciała krzyczeć. Jednak krzyk nie był tym razem środkiem do celu. Zaczęła głęboko oddychać. I przyszła do niej informacja: wybierz to, co w Tobie jest najbardziej żywe. To, co jest największe. A może to, co mówi do Ciebie z głębi brzucha najgłośniej. Wybierz i pracuj. A gdy to się nasyci Twoją uwagą, ukoi, gdy to przytulisz i nazwiesz, zrozumiesz i zaakceptujesz, wówczas będziesz mogła popracować nad kolejnym.

I tak, krok po krok, noc po nocy, dzika kobieta zagłębiała się w siebie, coraz lepiej siebie znając i coraz silniej rozumiejąc potrzeby swojej duszy. I tak, krok po kroku, dzień po dniu, coraz trudniej było jej zakładać dzienną maskę. Aż pewnego dnia, gdy się obudziła po krótkim śnie, maski już nie było.

Wyszła z pokoju nie czekając, aż matka przekręci klucz i otworzy jej drzwi. Zrozumiała, że nie ma już zamka, który mógłby zamknąć to, co w sobie otworzyła.

Weszła do sypialni rodziców. Ojciec zdążył już wyjść z domu, matka wciąż spała. Dotknęła jej dłoni, pragnąc ją obudzić. Zaskoczenie i złość na twarzy matki przyjęła bez większych emocji. Może i miała nadzieję, że zmiana w niej wpłynie i na matkę. Jednak akceptowała również możliwość braku zmiany.

Ze spokojem przyglądała się jak matka ze złością biegnie do jej pokoju. Jak sprawdza klucz i szarpie za wciąż zamknięte drzwi. Jak wraca do niej z ogromnym niedowierzaniem na twarzy. I… tak, i z lękiem. Dziewczyna stała nieporuszona, gdy ta miotała się dookoła nie wiedząc jak zareagować i co teraz zrobić.

– Matko, nie zamkniesz już nigdy mej prawdziwej natury. Możesz mnie zaakceptować w pełni lub w pełni odrzucić. Jednak to ja będę o sobie decydować. To jest moje życie i jestem wolna.

Patrzyła jak matka wściekła podbiega do niej, poczuła uderzenie w policzek. Patrzyła na jej łzy i słyszała oskarżenia o niewdzięczność. Słyszała jak matka nazywa niebezpieczeństwa tego świata. Powoli rozumiała co może się stać.

Gdy matka wybiegła przed dom, czekał tam na nią ogromny wąż. Bardzo jadowity wąż. Matka cofnęła się za próg. Wściekłość i strach wykrzywiały jej rysy twarzy.

– Matko, za drzwiami czeka na Ciebie nauczyciel. Jeśli kiedykolwiek będziesz gotowa go usłyszeć, z łatwością znajdziesz do niego drogę. Kocham Cię. Żegnaj.

Następnie dziewczyna bez strachu opuściła dom rodzinny.

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *