Sans-serif fonts
Serif fonts

Krąg kobiet

Opowiem Wam dziś o niezwykłej sile kobiet. I nie zacznę tym razem od dawno, dawno temu. Bo i owszem, dawno, dawno temu siłę tą kobiety posiadały. I ona wciąż rośnie. Z każdym naszym wcieleniem. Z każdym świadomym oddechem. Dawno, dawno temu żyły takie kobiety czujące, ale żyją i dziś, i żyć będą zawsze. I w tym jest nasza siła.

Opowiem Wam bowiem o kręgu kobiet. O rytuale, który odbywa się tak długo, jak długo człowiek posiada swą świadomość. Jak długo posiada coś poza ego. Jak długo posiada czującą , mądrą duszę. I jak to często z rytuałami bywa, i ten został na pewien czas zapomniany. Zawsze jednak przychodzi moment, gdy w potrzebie mądrość w nas umie go przywołać.

Kobiety od wiek wieków czują siłę, jaką daje im grupa. Kobiety rozumieją czym jest jedność i do tej jedności wciąż dążą. Jest to najważniejsze i najtrudniejsze ich zadanie. Tak było, tak jest i tak już zostanie. A osiągnęły tak dużo w grupie, że mądrością tą potrafią się już dzielić z mężczyznami. Z tymi mężczyznami, którzy potrafią czerpać z ich doświadczeń i uczą się słuchać swego serca. Ale o tym opowiem Wam w innej bajce, a może i w niejednej. Dziś posłuchajmy o kręgu kobiet.

Kobiety dążą swą nadświadomością do poczucia życia w jedności. Jedność to stan błogosławiony, stan lekkości, miękkości, poziom całkowitego połączenia ze swą dziką kobiecością. Jedność i zrozumienie między oczekiwaniami oraz rzeczywistością. Jedność i akceptacja pomiędzy marzeniami i planami. Jedność i pokora w odkrywaniu i integrowaniu każdego naszego aspektu, każdej emocji, każdego cienia i każdego talentu. Jedność z innymi duszami. Jedność z wszelkimi stworzeniami Gai. Jedność. Zresztą sama spróbuj. Nie obawiaj się, pokażę Ci jakie to łatwe. Zamknij oczy i posłuchaj swego brzucha, naszej skarbnicy wiedzy. Pozwól ponieść się własnemu oddechowi, lekkiej, prawdziwej kotwicy. Zanurkuj do źródła wszystkiego i poczuj z nim połączenie. To właśnie wtedy zrozumiesz czym jest ta jedność. Zrozumiesz do czego każda z nas dąży.

Opowiem Ci o dniu, kiedy to wszystko się zaczęło. Siedem kobiet poczuło tęsknotę za tym, czego jeszcze nie potrafiły nazwać. Patrzyły na swoje życie i widziały w nim piękne momenty, dobre, ciepłe uczucia. Niektóre z nich widziały nawet siebie spełniającą się w roli Tej, Która Tworzy. Inne czasami słyszały wewnętrzny głos i bywało, że były mu posłuszne. I działa się wówczas magia. Wszechświat słuchał. Jednocześnie patrząc na swoje życie czuły jego ciężar. Słyszały wewnątrz nieujarzmiony krzyk goryczy, wycie wściekłości lub zmęczenia. Czuły również samotność i tęsknotę.

I jak wszystkie kobiety na świecie, każda z tych kobiet miała dwa oblicza duszy. Bliźniacze płomienie, które światu zewnętrznemu ukazywały to samo ciało i tą samą twarz. Fizycznie różnił ich jedynie kolor włosów. Wewnętrznie różniło ich wszystko. I choć tak różne, przez życie nie potrafiłyby iść osobno. Jasna strona była tym dobrym, pozytywnym aspektem kobiecości. W swej skrajności grzecznym i przytłumionym. W swej mocy pięknym i matczynym. Potrafiąca nawiązywać i utrzymywać relacje. Potrafiąca uzdrawiać, koić i pocieszać. Śmiać się i tańczyć. Uwagę swą miała skierowaną na zewnątrz. Ciemna strona była tym groźnym, odważnym aspektem kobiety. Połączona z dziką, pierwotną siłą. Będąca wyrazem nieskrępowanej intuicji. Głośna, czasem wręcz krzykliwa. Gniewna, mściwa i pragnąca ciągle więcej… Uwagę swą miała skierowaną do wewnątrz.

Jasnowłosa Karina pogodnie witała każdy dzień. To właśnie jasnowłosa przykuła uwagę młodego lekarza. Karina do ślubu nie odważyła się pokazać mu swej ciemnowłosej części. Potrzebowała poczuć się pewnie w swym związku, ale nawet wówczas ciemna dusza odzyskiwała głos na krótko, jedynie w burzliwych lub namiętnych momentach. Karina nie rozumiała dlaczego tak bardzo boi się pozwolić sobie na więcej swobody. Wiedziała, że mąż ją kocha. A jednak wewnętrzny głos trzymał ją w strachu. Wierzyła głęboko, że kobieta powinna być grzeczna, uśmiechnięta, łagodna. Więc była grzeczna, była uśmiechnięta, tylko powoli coraz trudniej było jej być łagodną. Czuła jak z każdym rokiem traci swą miękkość. Jak usztywnia ciało, jak odsuwa się od męża. Tęskniła jednak do dzieci, instynkt coraz głośniej przypominał jej o tym marzeniu, o nowej roli, której podjąć się chciała z ochotą. Na kilka nocy pozwoliła wychynąć swej ciemnej duszy i oto po 9 miesiącach powiła bliźniaczki. Patrzyła na te małe nóżki i rączki, otulała malutkie ciała, przyciskała je do piersi i tak bardzo chciała pomóc im żyć swobodniej, lecz nie wiedziała jak. Strach deptał jej po piętach. Jasnowłosa z całych sił wypierała ciemnowłosą, głucha na jej nawoływanie. Patrzyła w tych momentach na swe życie i skupiała się na tym, co dobre. Oddany mąż, piękne, zdrowe córeczki, przyjaciele i wspólne spotkania przy różnych uroczystościach. Zasypiała wdzięczna i nie rozumiała, skąd w niej ta sztywność i skąd ten smutek, który odpychała równie uparcie jak swą drugą duszę.

Jasnowłosa Maria doświadczyła w swym życiu wielu trudności. Szybko straciła matkę i od najmłodszych lat pomagała ojcu w gospodarstwie. Trudny i oschły to był człowiek. Nie potrafił okazywać ciepłych uczuć, często używał pasa jako metody wychowawczej. Nie akceptował sprzeciwu, nie lubił zbędnych rozmów. Cenił sobie jedynie pracę i jej owoce. Dlatego Maria pracowała. Lecz w duszy jej rósł bunt. Rosnąc, coraz bardziej ciemniały jej włosy. Maria musiała bowiem bronić się przed ojcem oraz stawiać czoła lękowi jaki w niej wzbudzał. Ciemna dusza utuliła jasną, pozwoliła jej zasnąć, martwiąc się o jej wrażliwość. A sama twardniała i pozwalała, by gniew w niej nie wygasał. Pamiętała swą matkę inaczej, niż jej jasna część. Pamiętała matkę przestraszoną i uległą. Matkę, która tak bardzo się bała, że przemykała po domu cichutka jak myszka i wciąż uciszała swą zbyt ciekawą świata córkę. Matkę, która nie broniła swego dziecka, lecz uciekała z domu czekając, aż wszystko ucichnie. Matkę, która ostateczną ucieczkę znalazła w cichej śmierci. Maria czuła sprzeciw w całym swym ciele. Nie wiedziała skąd jej wiara płynie, ale wierzyła głęboko, że jej życie może wyglądać inaczej i że to nie jest miejsce dla niej. Po szczególnie burzliwej kłótni z ojcem spakowała swe rzeczy i uciekła. Wiedziała, że w tej wiosce nikt jej nie pomoże. Postanowiła więc skierować się na wschód ku budzącemu się słońcu. Minąć kilka wiosek i może znaleźć pracę w jakimś miasteczku, w którym poczuje się choć trochę bezpiecznie.

Ciemnowłosa Jaśmina uwielbiała tańczyć. Uwielbiała też grać na bębnie, który z tego co opowiadała jej mama ojciec przywiózł z jednej ze swoich podróży. Kiedyś mama jeździła z nim, ale to się skończyło w momencie, kiedy pojawiła się Jaśmina. Z biegiem czasu ojciec pojawiał się w domu coraz rzadziej, aż w końcu otrzymały list pożegnalny, niewiele wyjaśniający. Matce serce pękło i do końca życia co wieczór wychodziła przed małą chatkę czekając na powrót swego męża. Po jej śmierci Jaśmina zamieszkała z babcią. Ciemnowłosa babka, której piękne i gęste włosy pokrywało coraz więcej srebrnych nitek, nauczyła ją jak czerpać radość z życia. Mimo, że w obecnej społeczności miała bardzo niski status, jako samotna kobieta, Jaśmina z zachwytem weszła w jej sposób życia. Czuła że wspólnie z babką lżej jej oddychać. Wspólnie tańczyły wokół ogniska w Noc Kupały. Zbierały zioła i przyrządzały z nich zdrowotne mikstury. Utrzymywały się ze swych wyrobów. Ale choć wszyscy z okolicznych wiosek potrafili znaleźć drogę do ich małej chatki, kobiety nigdy nie poczuły się częścią tej społeczności.

O Ludmile mówiono, że ma bardzo zmienne nastroje. A dla niej najważniejsze było po prostu żyć w zgodzie z sobą. Od małego płakała, gdy jej było smutno, złościła się i krzyczała, gdy ktoś zrobił coś, co jej się nie podobało i śmiała się głośno i zaraźliwie, gdy coś ją rozbawiło. Rodziców swych nie znała zbyt dobrze. Matka urodziła ją jako bardzo młoda jeszcze dziewczyna, a ojciec posiadał już wówczas żonę i nawet dwójkę dzieci z prawego łoża. Ludmiła jako bezimienne dziecko została porzucona w koszu pod drzwiami kościoła. Jednak zanim znalazł ją tam ksiądz, jej głośny płacz i wołanie o pomoc usłyszał starszy mężczyzna wracający po dniu ciężkiej pracy. Bez namysłu chwycił koszyk i zaniósł do domu. Zaskoczona żona o nic nie pytała, tylko zakrzątnęła się wokół maleństwa, a męża wysłała prosić o pomoc sąsiadów. Akurat tydzień wcześniej sąsiadka powiła synka. Chcieli ją prosić o pomoc w wykarmieniu ich maleństwa. Z miłością i wdzięcznością przyjęli dziewczynkę pod swój dach. Nie posiadali własnych dzieci, choć starali się o nie od lat. Ludmiła spadła im jak najdroższy dar z nieba. Jej własna matka odwiedzała ją co jakiś czas, przestała jednak gdy złożyła przysięgę małżeńską i gdy brzuch jej się zaokrąglił od nowego dziecka. Ojciec udawał na niedzielnych mszach, że jej nie poznaje. Lecz choć Ludmiłę to bolało, nie złamało jednak jej potężnego ducha. Wychowana w miłości i w poczuciu bezpieczeństwa potrafiła przeistoczyć się z jasnowłosego, rozchichotanego aniołka w hałaśliwego i śmiałego, ciemnowłosego łobuziaka wiele razy w ciągu dnia. Żyła szczęśliwie.

Jarogniewa była bardzo praktyczną dziewczyną. Nie lubiła pochopnie podejmować żadnych decyzji, nie lubiła zmian. Bezpiecznie się czuła z tym, co swojskie. Długo więc trwało zanim choćby zauważyła, że jeden z braci jej bliskiej koleżanki się o nią stara. Jeszcze dłużej, gdy zobaczyła w nim kogoś więcej, niż tylko chłopaka z sąsiedztwa. Jarogniewa nie znała swej ciemnej strony, może nawet nie była świadoma, że ją posiada. Praktyczne, spokojne podejście, znana rutyna, bezpieczny dom – nic nie dawało miejsca czy przestrzeni na rozwinięcie większej potrzeby na zajrzenie w głąb, zrozumienie kim się jest i jak wyglądać może życie, które sprawiłoby, że dusza jej by rozkwitła wszystkimi kolorami bogatej natury. Znana była z roztropności i poważana w całej wiosce. Miała syna, z którego była bardzo dumna, i który terminował u sławnego ze swych pięknych prac kamieniarza. Do domu wracał co sobotę na obiad. Mało było w tym domu czułości czy rozmów o czymś więcej, niż plany i obowiązki, drobne utarczki z sąsiadami, czy komentarz o pogodzie. Wizyty syna stawały się coraz krótsze, lecz Jarogniewa przyzwyczajona do ciszy zdawać by się mogło mało zwracała na to uwagę. Wszystko zmieniła jedna sobota. Podczas obiadu jej mąż spokojnym głosem, nie patrząc na nich, oznajmił, że odchodzi. Wdowa mieszkająca kilka chat dalej była w ciąży z jego dzieckiem, dlatego postanowił wyprowadzić się do nowej rodziny. Jarogniewa nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Przede wszystkim poczuła strach i ogromny wstyd. Co ludzie powiedzą?

Zosia mieszkała w biednej, lecz szczęśliwej rodzinie. Najmłodsza z pięciu sióstr była pieszczona przez wszystkich, a pomimo to często targały nią napady gniewu. Krzyczała i gryzła, często się obrażała i sama nie rozumiała skąd w niej tyle złości. Rodzice i siostry wciąż jej powtarzali, że z takim charakterem nigdy nie znajdzie sobie męża. Bo kto zechce złośnicę, choć śliczną, to bez posagu?

Pewnego dnia do chaty Jaśminy i jej babki zapukał dość niezwykły gość. Jarogniewa nigdy wcześniej nie zawitała w progi miejscowych znachorek, jednak teraz ze ściągniętą twarzą postanowiła ukorzyć się i poprosić o pomoc. Wiedziała, że wieść o jej wstydzie już dotarła do wszystkich i liczyła, że te dwie kobiety, zawsze tak uprzejme, nie podejmą z nią drażliwego tematu. Odkąd mąż ją opuścił targały nią gwałtowne bóle brzucha. Czuła, jakby ją coś rozrywało od środka. Nie mogła jeść, ani spać. Starsza kobieta z uwagą zbadała jej brzuch i nucąc spokojną melodię zaczęła przygotowywać jakiś wywar. Jarogniewa zmarszczyła brwi, myśląc o jakimkolwiek temacie, który mogłaby podjąć z kobietami. Ale usta miała jak zasznurowane. Po pewnym czasie ze zdziwieniem odkryła, że ta cisza nie przeszkadza ani jej, ani gospodyniom. Pozwoliła więc sobie odprężyć, zbyć obowiązku konwersacji. Obserwowała pewne ruchy starszej kobiety i dziwnie ją to uspokajało. Gdy otrzymała kubek, dmuchała w niego wywołując kłęby pary. Wówczas podchwyciła wzrok kobiety.

– Pij, choć to czego potrzebujesz najbardziej, to spokój i poczucie bezpieczeństwa.

Prawie bez zaskoczenia Jarogniewa poczuła spływające po policzkach ciche łzy. Nie próbowała ich wycierać. Długo patrzyły sobie w oczy. W milczeniu jedna dając, druga otrzymując wsparcie.

Tej samej nocy, kilka godzin po wyjściu Jarogniewy, która otrzymała pęczek ziół i instrukcję jak je przygotowywać, Jaśminę coś rozbudziło. Podniosła się na łokciu, lecz chata była spowita w mrok i ciszę. Chwilę potem zobaczyła w swych drzwiach babkę z zapaloną lampką oliwną.

– Chodźmy, ktoś nas może potrzebować.

Zebrały się cicho i sprawnie, nie pierwszy raz silne przeczucie skierowało je tam, gdzie były potrzebne.

Godzinę drogi od swojej chatki, na rozwidleniu leśnych ścieżek, dostrzegły leżącą postać. Podbiegły i przewróciły nieprzytomną młoda kobietę na plecy, aby móc sprawdzić czy oddycha. Kobieta, a właściwie bardzo młoda dziewczyna, żyła. Lecz była na skraju wyczerpania. Delikatnie wlały w jej usta kilka kropel wody, rozsmarowały wonną maść na skroniach i sercu, okryły pledem i usiadły, czuwając. Nie były pewne jak długo tak siedziały, obca dziewczyna otworzyła swe oczy w momencie, kiedy nieopodal nich przysiadła duża, brzydka żaba. Jaśmina wzdrygnęła się, lecz jej babka z ciekawością i szacunkiem przyglądała się zwierzęciu.

– Zobacz – powiedziała kierując te słowa do przebudzonej nieznajomej – jeden z Twoich opiekunów jest tu z nami. Żaba to silne zwierzę mocy, pomaga spojrzeć na to, co zazwyczaj spychamy w mrok, co jest brzydkie, niechciane, co odrzucamy. A widzieć trzeba wszystko, aby wszystko zrozumieć i pokochać w sobie. Uzdrowić lub puścić. Zatrzymać lub rozwinąć.

– Kim jesteście?

– Ja mam na imię Irena, a to moja wnuczka Jaśmina. A Ty?

– Maria. Musiałam zasłabnąć z głodu, idę już kilka dni.

Jaśmina z babką bez zbędnych pytań zabrały dziewczynę do swojej małej chatki. Nakarmiły i odesłały do łóżka, a same zajęły się zwyczajowymi obowiązkami, dzień już się rozpoczął. W taki oto sposób ich mała rodzina powiększyła się. Maria z dnia na dzień czuła się u nich coraz pewniej. Początkowo obawiała się poranków. Bała się, że usłyszy, że na nią już czas. Jednak Irena z otwartym sercem przyjęła kolejną dziewczynę pod swój dach, a Jaśmina traktowała Marię jak młodszą siostrę.

Kilka tygodni później mieszkańców miasteczka wezwał do rynku głośny dźwięk dzwonów. Oto przybył królewski herold, aby odczytać wszystkim wynik ostatnich decyzji króla. Zaczął od zwyczajowych informacji o tym gdzie przebywać będzie rodzina królewska, o prawach łowczych i podatkach. Na sam koniec mężczyzna zostawił najbardziej niezwykłą nowinę. Jakaś kobieta z południa królestwa została skazana za czary. Właśnie ją przewożą do stolicy, gdzie w obecności króla i królowej w niedzielny poranek zostanie spalona na stosie. Szmery podniosły się i opadły – to mężczyźni z podekscytowaniem wymieniali się swoimi pomysłami na to, za co mogła zostać oskarżona. Minęło już całe pokolenie, odkąd ostatnia czarownica została spalona na stosie. Lecz w szeregach kobiet panowała mroczna, przytłaczająca cisza. Cisza, która owinęła rozgadanych mężczyzn zmuszając ich do milczenia. Herold ze zdziwieniem poniósł wzrokiem wokół zgromadzonych ludzi. Nie takiej reakcji się spodziewał. Liczył na pytania, może nawet wiwaty dla odważnej decyzji króla. Przeciwstawić się czarownicy… tok jego myśli przerwały głośne, dźwięczne słowa młodej, ciemnowłosej panienki:

– Spotkajmy się u nas w ogrodzie, usiądźmy w kręgu, wyślijmy tej kobiecie nasze wsparcie – Jaśmina odważnie rozejrzała się wokół szukając oczu, które nie uciekną przed jej spojrzeniem. Naliczyła kilka par kobiecych, nieśmiałych wejrzeń i jedno gorące, długie, naglące. Z zaskoczeniem skojarzyła, że jest to młoda niczym nie wyróżniająca się żona lekarza, chyba na imię jej Karina…

Razem z babką i Marią przygotowały kilka dzbanów herbaty ziołowej na ukojenie nerwów. Rozłożyły koce i poduszki do siedzenia oraz rozpaliły ognisko w specjalnej niecce kamiennej, którą wybudowały zeszłego lata.

Gdy zaczęło zmierzchać pojawiło się kilka kobiet z miasteczka. Z uśmiechem witały każdą z nich. Gdy pewnym wydało się, że nikt więcej do nich nie dołączy, Irena pierwsza zabrała głos.

– Na imię mam Irena. Moją babkę spalono na stosie, siłą zmusili mnie i matkę, aby patrzeć jak umiera. Nasze krowy nie zachorowały, ot i całe oskarżenie. – nie kryła goryczy w swym głosie.

– Jestem Jaśmina, nienawidzę czuć się bezsilna, a każda wzmianka o męskiej władzy nad dolą kobiet wzbudza we mnie gniew. Jestem wnuczką Ireny, moją prababkę spalono na stosie, w każdą pełnię kładę kwiaty na jej grobie.

– Jestem Maria – odezwała się bez chwili wahania najmłodsza z uczestniczek kręgu – Irena i Jaśmina przyjęły mnie pod swój dach. Czuję złość i czuję się bezsilna, gdy którąś z nas dotyka krzywda.

– Jestem Karina – po kilku oddechach wypowiedziała kolejna – jestem tak cholernie grzeczna, tak usłużna, taka cicha… Mam dość. Może to nie o tym, ale mam dość. Bycia grzeczną, by być bezpieczną w tym świecie…

Spojrzała wokół na wyprostowane teraz plecy wszystkich kobiet, na ich czarne włosy. Bez zaskoczenia chwyciła własny warkocz. Czarny jak noc nad nimi. Nów w Baranie. Potężne energie zasiewu nowego.

– Jestem Zosia – Jestem Ludmiła – powiedziały w tym samym momencie dziewczyny siedzące obok siebie. Roześmiały się cicho, Zosia kiwnęła głową zachęcając tę drugą do kontynuowania.

– Jestem Ludmiła, dużo we mnie smutku, czuję jak w nim tonę. Za każdym razem gdy się zatrzymam na dłuższą chwilę, to czuję smutek. I za każdym razem wzbudza to we mnie silne zaskoczenie. Bo niby skąd ten smutek? Skąd żal? Wszyscy w miasteczku wiedzą, że rodzice mnie nie chcieli. Na szczęście znaleźli mnie bardzo życzliwi ludzie. Jestem z nimi szczęśliwa, jednak… Zostałam odrzucona. Czuję smutek , bo nie miałam na to wpływu, tak jak i wiele z nas na zbyt wiele spraw nie ma wpływu.

– Jestem Zosia, jestem najmłodsza w rodzinie i często niewidoczna dla nich. Na każdym kroku zamyka mi się usta, pęta nogi rozochocone do biegania czy tańca. A gdyby nas, dziewczęta, wychowywać inaczej? – pytanie zawisło nad ogniem.

– Jestem Jarogniewa – po bardzo długiej chwili, przez nikogo nie naglona, odezwała się ostatnia kobieta. Najstarsza wśród nich nie licząc babci Ireny – czuję, że całe życie żyłam dla innych, a kończę samotna i zgorzkniała. Mam nadzieję, że kobieta którą zamierzają spalić żyła pełnią życia. Że do bólu i strachu nie dojdzie żal za straconym życiem…- głos zamarł jej w gardle. Nagle wystraszyła się, że powiedziała za wiele, za wiele odsłoniła.

Podobnie jak poprzedniego dnia na rynku, Jaśmina znalazła w sobie impuls oraz odpowiednie słowa:

– Tutaj, w kręgu, jesteśmy bezpieczne. Nic, co tu zostanie powiedziane, nic co zrobimy, na co się odważymy, nie wyjdzie poza ten krąg. To jest nasze bezpieczne miejsce, a każda z nas, to siostra dla reszty. Nie wierzę w przypadek, miałyśmy się spotkać i zacząć wspólnie kroczyć tą nową ścieżką. Spotykajmy się regularnie. A na naszych spotkaniach z szacunkiem każdą wysłuchamy, z szacunkiem uznamy potrzebę milczenia i co najważniejsze – z miłością zaakceptujemy potrzeby każdej z nas. Może raz będzie potrzeba rady, innym razem jedynie wysłuchania, a może potrzeba działania lub rytuału… Moja babka zna ich wiele, myślę że możemy sobie pomóc. Ja czuję, że Was potrzebuję. Potrzebuję zmiany jak powietrza. Zmiany, którą poniesiemy zaczynając od nas samych.

Spojrzała wokół z ufnością i napotkała ciepłe spojrzenia. Każda powiedziała co czuje i czego potrzebuje od kręgu, aby poczuć się bezpiecznie. Ustaliły wspólnie zasady oraz częstotliwość spotkań. Pracując wspólnie nad tym nowym przedsięwzięciem wszystkie pochylone ku sobie głowy były złote, jak pszenica na polu.

Na koniec Jarogniewa wstała i odchrząknęła delikatnie zawstydzona, jednak zdecydowana zaufać impulsowi. Przecież dały sobie słowo, że będą posłuszne sygnałom płynącym z ciała, że w tym bezpiecznym miejscu, w tej przestrzeni, przestaną zagłuszać swój wewnętrzny głos.

– Zanim się rozejdziemy, chcę Was poprosić o … krzyk, a może o wycie, nie wiem. Czuję że to narasta we mnie. Jednak wstydzę się sama…

Kobiety przybliżyły się tworząc ciaśniejszy krąg. Poczuły nagłą potrzebę bliskości. Zaczęła Jaśmina. Wycie było delikatne, choć mocne. Przypominało wycie wilka. Zaraz dołączyło do niej kilka innych głosów. W to prawie harmonijne wycie wdarł się nagłym zgrzytem ochrypły krzyk. Krzyk bólu i nienawiści. Krzyk bezsilności. Ten krzyk był kluczem do uwolnienia ich najmroczniejszych pokładów emocji. Emocji, które silnie domagały się przeżycia. Uwolnienia. Nie chciały już chować się w napiętych barkach, ściśniętych gardłach, suchych waginach czy w bólach głowy. Jak pięknie dużo złości w nich wszystkich było. I ten krzyk, to wycie, niosło się w czarną noc. Zwalniało miejsce na nowe…

Podczas następnego spotkania kobiety podzieliły się wrażeniami z ostatniego kręgu oraz tym, co ważnego czuły lub co je spotkało przez ten czas. Tym razem Jarogniewa nie obawiała się wyjść do nich z kolejną prośbą.

– Potrzebuję więcej. Po ostatnim kręgu… widzę, że chcę zmian w moim życiu. Chcę pozbyć się wszystkiego, co na mnie za małe,  za ciasne, co nagle czuję, że jest obce… Chcę zacząć od nowa. Zacząć od poznania siebie – uniosła pukiel czarnych włosów – widzę że to się już zaczęło, ale … czuję dużo blokad w sobie, w ciele… Może znajdziemy sposób, może potraficie mi pomóc.

Podzieliła się z nimi, jak bardzo jest jej ciężko, ile braków widzi w  sobie, jak nie potrafi już uwierzyć, że zbuduje z kimś kiedyś prawdziwy i szczęśliwy związek. Wówczas wyszła naprzeciw niej Zosia i powiedziała:

– Wiesz, z moimi siostrami mamy taką zabawę podczas której mówimy o sobie coś dobrego w dni, kiedy jedna z nas przeżywa trudność lub ma najgorsze usposobienie. Przyszedł do mnie pomysł, jak mogłabym wykorzystać tą zabawę tu, dziś, z Tobą. Czy chcesz spróbować? –  Jarogniewa kiwnęła głową zgadzając się. Głos uwiązł jej w gardle. Czuła, że to może jej pomóc, tak dawno nie usłyszała o sobie niczego dobrego…

– Wstań, zamknij oczy i zwróć wewnętrzne spojrzenie na te części Ciebie, które chciałabyś odciąć, których chciałabyś nie mieć. Czy już je widzisz?

– Tak… – a po twarzy płynęły jej łzy, a dłonie zaciskały się w pięści.

– Nazwij je dla nas, czy potrafisz?

I popłynęły słowa: jestem mało zdecydowana, jestem zbyt nieśmiała, nie potrafię się wypowiadać, nie potrafię utrzymywać relacji… Jestem przewrażliwiona, bardzo często płaczę, jestem beksą – płynęły kolejne słowa opisujące braki, niedostatki, niezgody jej i świata zewnętrznego na nią samą, gdyż nich ją nauczył.

– Gdybym teraz dała Ci nóż, czy byłabyś gotowa odciąć te swoje części?

– O tak! Tak chciałabym, proszę.

– Poczekaj, zanim podejmiesz tą decyzję, gdyż jest ona nieodwracalna. Widzisz, gdybyś miała inny kolor ręki i stwierdziła, że ona trochę nie pasuje do reszty Twojego ciała, a ja dałabym Ci taki nóż, to czy chciałabyś odciąć sobie rękę?

– Nie, potrzebowałabym jej… pomimo tego koloru.

– Właśnie. Zapraszam Cię w takim razie do tego, aby na to co wymieniłaś spojrzeć trochę inaczej. Wybierz jedną z tych cech, nią zajmiemy się dziś wspólnie. Resztę chciałabym abyś zrobiła w miarę swoich sił i możliwości, później, sama. Z tego wszystkiego, co o sobie dziś powiedziałaś, czego nienawidzisz najbardziej?

Jarogniewa zastanowiła się przez chwilę – Tego, że nie potrafię się wypowiedzieć, że nie potrafię ubrać w słowa to co myślę i czuję. Przez co czuję się głupsza i gorsza.

– Dobrze. To teraz spójrz, jesteś na ścieżce. Daleko przed Tobą stoi ta chorobliwa nieśmiałość przed wypowiadaniem słów. Stoi tam brak odwagi w zabieraniu głosu. Opisz go nam, jak ten brak wygląda?

-Och – jęknęła zaskoczona Jarogniewa – to jest mała dziewczynka, która stoi i zasłania dłońmi swoją twarz.

-Yhm, tak, to jest mała dziewczynka – potaknęła Zosia – ona się wstydzi prawda?

– Tak, ona się wstydzi.

– Więc to jest wstyd, ten brak wynika ze wstydu?

Jarogniewa zaczęła bardzo mocno szlochać.

– Dobrze, czy możesz teraz powiedzieć tej dziewczynce która reprezentuje ten brak, taką nadmierną wstydliwość, coś dobrego? Czy możesz patrząc na nią powiedzieć dlaczego jest potrzebna w Twoim życiu?

I słowa Jarogniewy popłynęły, a każde następne nasycone było coraz cieplejszym uczuciem – Jesteś potrzebna. Twoja wstydliwość to moja wrażliwość. Wokół mnie jest tyle osób, które krzyczą, a nie mają nic do powiedzenia. Wokół mnie jest tyle osób przemocowych, że brzydzę się tą przemocą i dlatego potrafię kochać Twoją wrażliwość, a nawet Twój wstyd. I czuję, że chciałabym na tej ścieżce obok Ciebie postawić odwagę. Wtedy wrażliwość z odwagą będzie potrafiła wypowiedzieć to, co ważne. To, co powinno wybrzmieć.

– Pięknie. Jesteś na ścieżce i idziesz w kierunku tej wrażliwości, a gdy się zbliżasz dostrzegasz, że obok niej stoi odwaga. Opisz ją nam. Opowiedz co się dzieje.

– Odwaga to starsza kobieta, która ujęła za dłoń tą małą dziewczynkę. Patrzą sobie w oczy. Jedna w dół z czułością, druga w górę z nadzieją.

– Pięknie – powtórzyła Zosia. – A teraz zbliż się do nich i zobacz co one zrobią.

– Idziemy naprzeciw siebie. Na twarzy kobiety widzę coraz piękniejszy, pełniejszy, pełen zachwytu i tęsknoty uśmiech.

– Powiedz mi kiedy prawie ich dotkniesz.

– To już.

– Dobrze, zatrzymajcie się. A teraz, gdybym zaoferowała Ci ten sam nóż, aby odciąć od siebie tą dziewczynkę co byś tym razem zdecydowała?

– Nie! – szybko przerwała jej Jarogniewa – Nie – powtórzyła już spokojniej – ja jej potrzebuję. Jest mną, jest częścią mnie…

– Dobrze dojdźcie więc do siebie i połączcie się. – Jarogniewa ze szlochem upadła na kolana, otworzyła dotąd zamknięte oczy i spojrzała na kobiety wokół. Te niczego nie widziały, słyszały jednak opowieść płynącą z ust Jarogniewy, słyszały pytania i odpowiedzi i każda czuła ogromne wzruszenie w sercu. Po chwili ciszy Zosia zabrała głos:

– Widzicie? Nie powinnyśmy toczyć wewnętrznej walki, nie powinnyśmy dokarmiać myśli, że nienawidzimy jakiejś części siebie. Ponieważ każdej tej części potrzebujemy. A gdy otoczymy ją uwagą, miłością, czułością, współczuciem lub właśnie odwagą… To taka część zintegruje się z nami w swym najwyższym potencjale.

Każda z kobiet wracała dziś do domu z głębokim postanowieniem pracy ze swoimi cieniami. Żadna już nie pragnęła pozbyć się czegokolwiek, nawet tych najbardziej niechcianych części siebie.

Podczas kolejnego spotkania to Karina poprosiła o pomoc. Powiedziała, że nie chce już czuć się jakby oglądała własne życie zza tafli lodu. Dlatego tym razem kobiety poszły w las. A gdy się tam znalazły, Irena powiedziała do Kariny:

– Wybierz miejsce, w którym staniesz. Miejsce, które reprezentuje to, gdzie teraz jesteś w swoim życiu.

Karina rozejrzała się, ale wzrok błądził wokół niewiele dostrzegając. To ciało samo skierowało jej kroki w stronę sieci krzaków: bezlistnych, kłujących, ostro zakończonych. Weszła między gałęzie nie zważając na to, że kolce wczepiają się w jej ubrania, ranią jej skórę. Spojrzała w dół i zmarszczyła brwi. Reszta kobiet podeszła, aby zobaczyć co wywołało grymas przyjaciółki. Stała ona na kościach zwierząt. Musiał tu kiedyś posilać się jakiś drapieżnik.

Wówczas Jaśmina poczuła, jak coś pomaga jej mówić. Znała to coś bardzo dobrze, gdyż nie pierwszy już raz płynęło z jej wnętrza. Był to Głos, który dotąd budził się w momentach kiedy najmniej się tego spodziewała. Był to Głos, który na szczęście coraz częściej rozpoznawała jako swój własny.

– Zobacz, stoisz wśród kości. To potężny symbol. Wśród kości można się odrodzić. Kości wskazują, że umarło to, co już dawno przestało służyć. A teraz poczuj jak Ci jest w tym Twoim świecie teraźniejszym, w tym co czujesz, w tym jak to wygląda, jacy ludzie Cię otaczają, jacy ludzie odeszli. Czuj, czuj to całą sobą, podsycaj te uczucia do granic możliwości, a potem wyraź to. Możesz pluć, krzyczeć, możesz płakać, możesz się śmiać. Możesz się położyć, skakać, biegać, trząść się. Posłuchaj swojego ciała, czego ono potrzebuje?

I wówczas Karina zaczęła bardzo mocno krzyczeć, tupać, wrzeszczeć, łamać kłujące gałęzie. Oddawała światu cały ten ból i strach, które trzymała w sobie. Długo to trwało, aż wreszcie ochrypły krzyk umilkł. Żadna z kobiet nie podeszła jej pocieszyć. Rozumiały jak ważny był to moment dla Kariny. Każda emocja jest przez nas witana i każda emocja jest ważna. To, co się teraz działo z jedną z nich, było tak mocne i głębokie, że nie śmiały nawet głośniej odetchnąć. Z szacunkiem oddały jej przestrzeń i swój czas.

Jaśmina ponownie zabrała głos, a Irena z miłością i dumą uważnie słuchała jej słów. Oto widziała, jak głos mądrości jej rodu odzywa się w jej wnuczce silniej, niż ona sama kiedykolwiek to czuła. I czuła dumę. Rozumiała, że jej własna praca wpłynęła na głębokie połączenie wnuczki. Cokolwiek sama przepracowała, uzdrawiało kobiety przed nią i kobiety po niej. Ród rósł w siłę.

– Dobrze. Poczuj, jak to z Ciebie spływa. – i właśnie wtedy zaczął padać delikatny, ciepły deszcz – Poczuj jak wszechświat Ci sprzyja, jak woda obmywa Cię z tego, co już musiało odejść.

-A teraz zobacz, przed Tobą jest pole. Piękne pole z żyzną glebą. Idź w tamtym kierunku, ale idź powoli, świadomie. Stawiaj kroki z intencją, że oto wchodzisz w swoje nowe życie. Energia nie lubi pośpiechu. Każdemu krokowi niech towarzyszy intencja nowej jakości, jaką zapraszasz do swojego życia. Gdy dojdziesz do miejsca, które poczujesz, że reprezentuje Twoje obecne życie, piękne, jasne, szczęśliwe, pełne miłości i wszystkiego czego potrzebujesz, uklęknij i żłób, kop rękami, czy palcami. Nie obawiaj się połamanych paznokci. Wykop, wyszarp w tej pięknej ziemi dół, w którym zasypiesz to, co odeszło, aby Matka Ziemia pomogła transformować to w użyźniającą energię pod nowe życie. Tak, aby Dziś mogło skorzystać z lekcji z przeszłości. Na tej ziemi wyrośnie to, co ma w Twoim życiu teraz rozkwitnąć. – i podała jej cebulkę kwiatu.

Karina poszła i wykopała dół, a one śpiewały pieśń która popłynęła początkowo jedynie z ust Ireny, jednak reszta szybko podchwyciła kojące słowa:

Matko, czują Cię stopy moje

Matko, czuję serce Twoje

Matkooo, matko, matkooo.

Dzisiejszy krąg przyniósł im wszystkim wiele spokoju i radości. Dobrze jest zobaczyć i urealnić we własnym świecie to, co zadziewa się w energii. Dlatego moc rytuałów jest tak duża, a one same tak ważne dla naszych nigdy nie odpoczywających umysłów.

Miesiąc później podczas kolejnego kręgu kobiety z zaskoczeniem odkryły, że pośród jasnych i ciemnych kosmyków zasiadła kobieta o pięknych, ognistorudych włosach – a była to Jaśmina. Patrzyły na nią z zachwytem. Jak zwykle prędka Zosia pierwsza wyrwała się z pytaniem:

– Twoje włosy, są takie piękne! Nigdy takich nie widziałam na żywo, raz jeden na obrazie, jak pomagałam sprzątać we dworze hrabiego. I w książce, którą pożyczyłam kiedyś od córki proboszcza też była bohaterka o ognistych włosach, ale Ty… Jak to się stało? Ja tez chciałabym mieć takie włosy! – kobiety roześmiały się. Zosia, taka młoda, wzbudzała w nich tyle matczynych uczuć.

– Tydzień temu miałam jeden z moich snów. Odkąd stworzyłyśmy krąg mam je coraz częściej. Sny, w których symbolami mówi do mnie moja dusza. W tym śnie byłam drzewem. Rosłam na małej wysepce pośrodku ogromnej wody. W wodzie tej pływało wiele niezwykłych stworzeń. Przyglądałam się im zafascynowana, dopóki nie zaczęły nadpływać takie, których się bałam. Wyglądały przerażająco i były coraz bliżej… Chciałam zerwać się do ucieczki, poczułam przynajmniej taki impuls. Ale raz, że byłam drzewem, a dwa rosłam na tak maleńkiej wysepce, że poza wodą nie było gdzie uciekać… – cicho roześmiała się Jaśmina. Zapytałam wówczas Wiatru – co mam robić, jak się uwolnić? Usłyszałam odpowiedź, że zawsze jestem wolna, a poczucie uwięzienia kreuje jedynie mój szalony umysł. I usłyszałam jeszcze: oddychaj, ode mnie dostaniesz radę lekką jak ja sam, oddychaj. Zaczęłam oddychać. Przestałam myśleć o ucieczce, skupiać się na przerażających stworach, a oddech skierował mnie ku mojemu lękowi. I tak z nim byłam, czułam go, oglądałam go i słuchałam, aż… się rozpuścił, a moja wysepka na której żyłam powiększyła się. Zapytałam więc Ziemi, która mnie teraz tak hojnie obdarzyła, czy i ona ma dla mnie jakąś wskazówkę – ponieważ w tym śnie wciąż odczuwałam, że muszę coś zrobić, coś ukończyć. Towarzyszyło mi takie naglące uczucie, a nie miałam pojęcia co bym miała zrobić, jestem przecież drzewem… Poczułam jej odpowiedź natychmiast – wejdź zmysłami w głąb siebie, tak daleko, jak daleko sięgają Twoje korzenie. Sprawdź, czy one się kończą? Schodziłam więc świadomością coraz niżej, dotykałam najpierw wspomnień, potem myśli i emocji, aż wreszcie byłam jedynie czuciem bezkresu… nie umiem tego lepiej opisać. Z tego miejsca sięgnęłam w bok aby się przekonać, czy wyczuję Wodę, która przecież jak wiedziałam otaczała małą wysepkę. Tyle, że teraz używałam jakby innych zmysłów. Natychmiast odczułam przepiękną, orzeźwiającą, czystą energię Wody tuż obok, choć ona też przenikała mnie… Trudno mi to wyrazić słowami. Zapytałam jej gdzie są te stworzenia i te piękne, i te, które mnie przerażały. Usłyszałam, że to jest sen o mnie, dlatego wszystko jest mną. To drzewo, ta ziemia, ta woda i te stworzenia wokół. Wszystko jest odbiciem mnie. Przez życie idziemy widząc lustra we wszystkim i wszystkich, co nas otacza. A schodząc w głąb siebie odnajdujemy zwierciadło i dopiero wówczas jesteśmy gotowi prawdziwie poznać własną duszę. Wracając na powierzchnię i do moich zwykłych zmysłów usłyszałam nad sobą uderzenia piorunów. Zapytałam więc Ognia i o jego radę dla mnie. Była krótka: podsycaj swą moc. Kontaktuj się ze swoim Źródłem, używaj swej mocy, bądź w prawdzie i bądź prawdziwa, a nie będzie już żadnych luster. Sama sobie będziesz zwierciadłem. I będzie ścieżka, którą kroczyć będziesz razem ze swoją duszą. Gdy się obudziłam miałam rude włosy…

Irena słuchała z zachwytem, choć nie pierwszy już raz, snu swojej wnuczki. Patrzyła na nią z miłością. Reszta kobiet w ciszy myślała nad usłyszanymi radami. Dziś nie chciały już niczym się dzielić, dziś siedziały w milczeniu, w bliskości, patrząc w rozgwieżdżone niebo.

Na kolejnym spotkaniu, do którego doszło szybciej, niż planowały na początku, gdyż każda czuła głód tej siostrzanej przestrzeni, dzieliły się opowieściami o swoim życiu, dzieciństwie, o planach, marzeniach, lękach, o relacjach. Dużo mówiły o swoich matkach, dużo o partnerach, najwięcej jednak o sobie. Dojrzewały w czuciu siebie. Dlatego i rozmowy były głębsze, docierały do nieznanych pokładów emocji i pozwalały im być. Pozwalały sobie czuć. Robiły miejsce w ciele na każdą napotkaną emocję, aby potem, gdy już przebrzmią w pełni, uwolnić je wydechem.

Podczas następnego spotkania już dwie ogniste głowy zasiadały w kręgu. Najbardziej tym faktem zaskoczona była sama Jarogniewa, która dopiero oswajała się ze swoim nowym obliczem. Pracowała wytrwale nad każdym aspektem, którego w sobie nie lubiła, nie akceptowała, chciała się pozbyć. Jednocześnie coraz więcej dostrzegała w sobie tego, z czego była dumna i miłość do siebie samej rosła. Wychodziła z życia spędzanego na ciągłej wewnętrznej walce. Głęboką pracą zamieniła dotąd znany sobie dualizm wewnętrzny na harmonię i wdzięczność. Nawiązała relację z synem, poznała przemiłego mężczyznę i wciąż na nowo odkrywała siebie. I odkrywać będzie do końca życia.

Gdy przyszła kolej Ludmiły, aby czymś się podzielić, z oczu popłynęły jej łzy, za które zaraz zaczęła przepraszać.

– Nie potrafię docenić tego, co mam, a wiem że mam tak wiele. Ja dużo wiem, a odkąd znam Was to i dużo rozumiem… Tylko mam wrażenie, że to taka wiedza książkowa, taka z głowy, a gdy jestem w stu procentach szczera ze sobą widzę, że tego zrozumienia nie odczuwam w sobie, w ciele, w sercu. Serce moje płacze i ja wciąż płaczę. Moi rodzice są przerażeni. Chcą nawet abym zakończyła mój udział w naszym kręgu, im się wydaje, że to przez Was tak mi nagle źle w życiu. Nie potrafimy już rozmawiać, tyle od nich dobrego dostałam, a czuję, że się duszę w ich domu… – i płakała, płakała tak mocno, że nic więcej już nie potrafiła dodać. Irena podeszła do niej i tak po prostu ją przytuliła. Przelała w ten dotyk całą miłość i całą czułość, jaką miała dla tej pięknej istoty. Potem po kolei dołączały wszystkie i obdarzały Ludmiłę milczącym, ciepłym wsparciem. A gdy żal, smutek i gorycz wybrzmiały, łzy przestały płynąć.

– Rozumiem, że to musi być trudne… Tyle zawdzięczać innym ludziom i pogubić się w tym, gdzie kończą się ich oczekiwania, a zaczynasz prawdziwa Ty i Twoje potrzeby – cicho odezwała się Maria. Ludmiła natychmiast poczuła się lżej. Ktoś ją zrozumiał… pomimo całego chaosu wypowiedzi, została usłyszana.

– Poodcinajmy to. – zaproponowała Irena ze spokojem. Wstań Ludmiło. Zamknij oczy. Poczuj, wspomnij o wszystkim, co czujesz że nie jest Twoje. Co, mimo że z wdzięcznością, żegnasz już i usuwasz. Czas najwyższy zrobić przestrzeń na Twoje własne Życie. – Irena szepnęła coś Jaśminie, która pobiegła do domu i wróciła z naręczem nożyczek. Każda kobieta otrzymała jedną parę. Stanęły wokół Ludmiły i odcinały maski narzucone przez cudze spojrzenia, słowa wprowadzone przez obce usta, oczekiwania, które zajęły miejsce należne potrzebom, emocje takie jak poczucie obowiązku czy poczucie winy. W miarę jak rytuał postępował Ludmiła coraz mocniej prostowała plecy, czuła jak barki swobodnie opadają w dół, czuła jak serce bije wolniej i silniej, klatka się otwiera i jak głębokie oddechy trafiają do jej płuc. Czuła swoje ciało i pokochała je. Właśnie zaczęła pierwszy dzień w swoim nowo odzyskanym Życiu.

Kilka tygodni później babcia Irena umarła. Było to tak zaskakujące, jak i nieodwracalne. Jaśmina czuła jakby chodziła na wpół przytomna. Ból i tęsknota nieustannie jej towarzyszyły. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez babci. To przy niej czuła się bezpiecznie, czuła się widziana i kochana. Babcia towarzyszyła jej i wspierała przy każdym potknięciu oraz dzieliła radości przy każdym sukcesie. Dopiero dziś pożegnała swoje dzieciństwo i samodzielnie stawiała czoła dorosłości. Z jednej strony czuła teraz wyraźniej swoją sprawczość, czuła też prawdziwą moc w swoich dłoniach, energię serca która z nich emanowała. Dłońmi tymi stworzy sobie przyszłość, która wciąż była piękną niewiadomą. Z drugiej strony czuła ból i tęsknotę. Rozumiała jednak, że potrzebuje pozwolić babci odejść. Wezwała przyjaciółki z kręgu i poprosiła je o wsparcie podczas rytuału pożegnania. Według instrukcji Ireny miały spalić wszystkie jej rzeczy. Tak, aby to czego dotykała lub nosiła odeszło razem z jej ciałem.

Zrobiły więc rytualne ognisko i spaliły wszystkie rzeczy należące do Ireny. Następnie stojąc wokół ogromnego ognia złapały się za dłonie i w milczeniu patrzyły jak płonie.  Ciszę przerwał przepiękny głos Zosi. Ułożyła pieśń pożegnalną i teraz niosła ona w nocną przestrzeń słowa miłości i wdzięczności, słowa pełne otuchy i ciepła. Jaśmina czuła jak ból opuszcza jej ciało, a gdy ogień dogasł poczuła, że oto rozpoczyna nowy rozdział w swoim życiu.

Kobiety widywały się co miesiąc na kręgu, ale widywały się również w zwyczajowych, codziennych okolicznościach. Podczas sobótkowej zabawy tańczyły z resztą mieszkańców miasteczka, którzy wciąż oswajali się z coraz większą ilością głów o ognistorudych włosach.

– Czym jest krąg kobiet?  – Zapytała przechodząca obok nich kobieta, która usłyszała część rozmowy przyjaciółek. A z oczu wyglądała jej tęsknota za własną duszą.

– Krąg kobiet to wspólna droga ku samym sobie. Wspólna, a jednak tak mocno indywidualna, tak różna dla każdej z nas. A dzięki temu, że w kręgu, to ta droga nie jest samotna. – odpowiedziała jej Jarogniewa, patrząc łagodnie w oczy.

Podczas kolejnego kręgu podjęły decyzję, że poniosą odkrycie takich świadomych spotkań innym kobietom. Wiedziały, jak bardzo jest to potrzebne. To był ich krąg pożegnalny. Wiedziały, że miłość ich trwać będzie, siostrzeństwo pozostanie i spotykać się będą przy każdej sprzyjającej okazji.

W świat poszły odważnie, kierowane nową misją. Chciały zburzyć dawne schematy i rozwiać narosłe między kobietami napięcia. Schematy braku zaufania, braku bezpieczeństwa, zazdrości, niechcianej rywalizacji. Chciały podarować kobietom przestrzeń siostrzanej miłości i wsparcia. Każda stworzyła swój krąg kobiet, a gdy i on się dopełnił i w kręgu zasiadały same ognistorude kobiety i te poniosły nowe jakości w świat. Krąg kobiet uczy, że można być dumną z cudzych osiągnięć, odważną w swym lęku, lekką w swej kobiecości. Uczy zdrowej empatii bez dźwigania cudzych ciężarów. Krąg buduje, wzmacnia i ugruntowuje siostrzeństwo i równość, relacje bez osądów. Krąg buduje nową tradycję i pomaga uzdrawiać linie rodowe. Krąg pomaga wprowadzać nowe jakości w życie codzienne oraz w relacje kobiet. Krąg integruje. Krąg trwa i tym trwaniem udowadnia wieczność naszych dusz.

***********************************

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *