Była raz sobie dziewczyna z żurnala. Dosłownie. Gazeta liczyła sobie ogromną ilość stron, a dziewczyna po jakimś czasie zdawało się znała je wszystkie. Często bywała na okładce, potem rozsiadała się w szybkich samochodach z reklam, smakowała bajeczne, włoskie podwieczorki ze środkowych stron, wędrowała po zapierających dech w piersiach zdjęciach lasów deszczowych lub po największym wąwozie na świecie. Żyła po swojemu.
Nie wiedzieć skąd, nie wiedzieć jak, dziewczyna z żurnala zaczynała odczuwać jakiś brak. Takie płaskie wydawało jej się to życie. Sama nie rozumiała skąd jej się wzięło takie porównanie. Zapragnęła dla siebie imienia. Powoli, z dnia na dzień, coraz mocniej wierzyła, że takie prawdziwe imię wiele by w jej życiu zmieniło. I imię do niej przyszło: Eileen. Nie znała nikogo o takim imieniu. Nie występowało w żadnym artykule, w żadnym wywiadzie, żaden autor tak się nie podpisywał. Było jej własne i przyszło z tego samego miejsca, co świadomość płaskiego życia.
Eileen rozpoczęła na nowo wędrówkę po swoim czasopiśmie. Początkowo wszystko rzeczywiście wydawało się inne. Śmielej określała siebie w historiach, mocniej przeżywała tak już dobrze sobie znane opowieści. Nawet wychodząc z pewnych stron wewnętrznie wciąż wracała do rozbudzonych przez nie stanów ducha. Robiła im miejsce. A im więcej miejsca im robiła w sobie, tym następnego dnia więcej miejsca robiło się w magazynie. Coraz więcej stron było…. pustych. Śnieżnobiałych.
Początkowo ta zmiana bardzo ją przestraszyła. Przestraszyła się, że i ona zniknie… Lecz coś parło ją do przodu, nie chciała zawracać z tej nowej ścieżki. Zresztą, gdy odwracała głowę za sobą widziała jedynie białe, czyste strony.
Gdy obudziła się następnego dnia, przeciągnęła się z wdzięcznością. Tuż obok jej łóżka, na białym stoliku, którego kontury powoli zanikały, leżał czerwony mazak. Podniosła go. Przyjrzała mu się i pomyślała o kąpieli w jeziorze, i mazak stał się niebieski, błyszczący, jak woda odbijająca promienie słońca. Całkowicie już rozbudzona zerwała się na równe nogi. Spojrzała ze śmiechem na najbliższą pustą stronę. I ponownie poczuła wdzięczność. Poczuła, że oto ma moc kreacji.
****