Sans-serif fonts
Serif fonts

Srebrne łzy

Żyła raz dziewczyna, która miała wszystko. Rodzinę, narzeczonego, dom i przyjaciół. Uśmiech na twarzy. Uśmiech, który nie sięgał oczu. Miała na imię Anastazja. Nocą, gdy z ulgą zamykała za sobą drzwi, z tych oczu płynęły srebrne łzy. Łzy gęste i magiczne. Tkała z nich koce. Dziewczyna dojrzała i wyszła za swego wybranka, który wciąż znał jedynie jej uśmiech i jasną twarz, którą często kierowała w stronę słońca. Znał ją jako ciepłą i opiekuńczą. Mądrą i zabawną. Pełną ognia i pasji. Znał jej jasne strony i za nie ją pokochał. Nocą, gdy zasypiał, jego żona opuszczała wspólną sypialnię i kierowała swe kroki do pobliskiego lasu. Krzyczała tam i wyła ze złości. Czasem wybuchała żalem, poczuciem winy, czy strachem. Płakała srebrnymi łzami. A z łez tych tkała koce.

Lata upływały im harmonijnie, mąż bardzo kochał swoją żonę i bardzo ją podziwiał za jej siłę i dobroć. Gdy urodziła się im córeczka obydwoje poczuli, że to piękne wydarzenie zbliżyło ich jeszcze bardziej.

Gdy córeczka podrosła i zaczęła okazywać swój gniew, władczość i asertywność coś w jej matce się obudziło. Obserwowała jak córka głośno krzyczy nie, jak głośno krzyczy z emocji, jak cała pogrąża się w dziecięcej rozpaczy. I jak bez wstydu szuka potem pocieszenia, pomocy, ukojenia. Patrzyła z zachwytem na wszystkie emocje córeczki. Uczyła się tego, jak swobodnie ta je okazuje. Początkowo musiała delikatnie hamować męża, który bardzo chciał uciszać córeczkę, przerażony jej łzami. Męża, który bardzo chciał swą córkę widzieć szczęśliwą i który na szczęście szybko pojął, że na każdą emocję dziecka jest przestrzeń. Więc był, czuwał i dawał wsparcie.

Wtedy właśnie zaczęło się między nimi coś psuć. Anastazja czasami używała wzburzonego głosu, gwałtownie wychodziła z pomieszczenia, złościło ją wiele drobnych i większych rzeczy, potrafiła krzyknąć i się popłakać. Mężczyzna nie rozumiał, co się dzieje. Czuł żal i złość, i poczucie straty. Na gniew odpowiadał gniewem oraz podniesionym głosem. Córeczka słysząc kłócących się rodziców sama uderzała w płacz i krzyczała do nich. Milkli, a niewypowiedziane słowa budowały między nimi coraz wyższy mur. Bliskość zniknęła. Zastąpiły ją różne emocje i stany umysłu: ostrożność, nadzieja, tęsknota, bunt, żal, złość, poczucie straty, niezrozumienia, bycia niesłyszanym lub niewidzianym.

Zdawać by się mogło, że kobieta, która miała przecież wszystko, wokół widziała jedynie brak.

Mąż coraz częściej patrzył na nią z niedowierzaniem. Brak dotyku Anastazja odczuwała jak brak tlenu. Czuła, że się dusi. Czuła swe zamrożone ciało i sama siebie nie poznawała. Słyszała, co mówi mąż. I coraz częściej patrzyła nieszczęśliwa na jego oddalające się plecy.

I czuła jak buzuje w niej gniew. Jak te słowa go podsycają, wywołując coraz wyższe płomienie. A jedyne, czego pragnęła, to być wysłuchaną, utuloną, pokochaną.

Mówiła coraz rzadziej i coraz ciszej. Patrzyła na swoją córeczkę i czuła jak coś w niej pęka. Czy taka chce być? Taki świat pokazać dziecku, taki wzór miłości, związku, rodziny?

Uciekła do lasu. Tam pozwalała sobie na wszystkie emocje, których nie akceptował jej mąż. Czuła jak opadają z niej po kolei wszystkie maski. Były noce, gdy kwiliła niczym dziecko, uzdrawiając i uwalniając wspomnienia z dzieciństwa. Wreszcie przyszła taka noc, czarna i samotna bez księżyca na niebie, gdy kwilenie zamieniło się w potężny ryk, a ryk usłyszany i zaakceptowany przeszedł w śpiew.

Wstała i, wybijając stopami rytm, śpiewała pełnym głosem, prosto z przepony, nareszcie wolna. Pozwalała, aby ciało ją prowadziło uwalniając z siebie wszelkie blokady. Bo ciało pamięta. Prowadziły ją nadgarstki i łokcie, biodra i stopy. Czuła jak ciało współpracuje i z miłością coraz łagodniejsze podejmuje ruchy. Ukołysana mądrością swego ciała uwolniła swój głos z okowów narzuconych przez tradycję, kulturę i nawyki wyniesione z domu rodzinnego.

Gdy śpiew wybrzmiał zobaczyła wokół siebie mnóstwo cieni. Lecz czuła się bezpiecznie. To przecież kobiety jej rodu przyszły ją wesprzeć. Kobiety, którym odebrano kiedyś głos. Kobiety, które często cierpiały w milczeniu przyjmując w siebie narzucone im wzorce. Patrzyła jak kopią dół w ziemi. Następnie pozwoliła ich sprawnym dłoniom owinąć się szczelnie stworzonymi przez siebie kocami z łez. Delikatnie i ostrożnie ułożyły ją w przygotowanym dole. Pozostawiły mały otwór na nos, lecz srebrzysty materiał otulał ją tak ciasno, że znów napłynął do niej strach. Dlatego zaczęła oddychać, wydychać z siebie ten strach. Potem przyszła duma, poczucie zagrożenia, poczucie odrzucenia, brak wiary w siebie… Przychodziły wszystkie te odczucia, które blokowały ją przed poznaniem samej siebie. Wydychała je powierzając Ojcu Wiatrów. Wytrząsała je, powierzając Matce Ziemi. I wiedziała, że jej Opiekunowie przemieniają je w światło, które z wolna rozpuszczało otaczające ją koce.

Powoli wyszła z dołu. Świtało. Odważnie ruszyła z powrotem do swego domu. Córeczka wybiegła na jej powitanie z radosnymi oczami i szczebiotem na ustach. Lecz mąż zatrzymał się niepewnie w progu i unikał jej spojrzenia. Pozwoliła mu trwać w tych emocjach, nie chcąc ich zagadywać. Pozornie spędzili normalny dzień, lecz z każdą mijającą godziną napięcie narastało.

Gdy położyli spać swoją małą córeczkę, Anastazja uniosła delikatnie brodę męża zmuszając go do spojrzenia jej w oczy. Poprosiła go o szczerą rozmowę. Usiedli więc naprzeciwko siebie, za światło mając strzelające płomienie w kominku. Anastazja uśmiechnęła się delikatnie – te płomienie już nie obejmują jej ciała. Czuła szczęście i ogromną miłość do siebie. I chciała się tą miłością dzielić, również ze swoim mężem. Była jednak gotowa przyjąć jego odmowę. Chciała bowiem być jego wyborem.

Siedzieli długo w ciszy, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Było to bardzo trudne na początku. Nie nawykli do takiej bliskości. I tak połączeni, bez słów, opowiadali o swej samotności, o swych lękach, o potrzebach, nadziejach i marzeniach. Patrzyli na siebie szukając odpowiedzi.

*******

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *