Pisząc tą bajkę pracowałam z jednym z ważniejszych moich procesów. Procesów, które wciąż oczywiście trwają. To jest stawania w swojej mocy, rozumienia kim jestem i jak być najlepszą wersją siebie. Historia ta przedstawia silną kobietę. Kobietę, która stawia na siebie i żyje w zgodzie z własną naturą. Aniela pokazuje nam, że najważniejsze dla każdej kobiety to być sobą, akceptować swą odmienność i pracować nad tym, by móc żyć w zgodzie z naszym wewnętrznym głosem. Nie oddawać swej siły i energii innym kosztem samej siebie. Wydobywać swe piękno i wyjątkowość na wierzch.
Mam szczerą nadzieję, że ta bajka w jakiś sposób z Tobą zarezonuje i coś dobrego wniesie do Twojego życia. Na tym najbardziej mi zależy, gdy dzielę się z innymi tym, co tworzę. Żeby to pomagało i wzbogacało. ♥
Dawno, dawno temu urodziła się, a może i nie, zupełnie inna dusza. Przyszła na świat w małym miasteczku, w którym każdy znał każdego i każdego potrafił dobrze określić. Wszyscy wiedzieli, że Michał szybko się złości, Karolina ma dużą wyobraźnię, Ewcię łatwo przestraszyć, a Łukasz łobuzuje. Jednak tą nową duszę ciężko było zaliczyć do jakiejkolwiek znanej im kategorii. Małą dziewczynkę, która przyszła na świat w domu, w którym może i nie brakowało dostatku, ale brakowało miłości, nazwano Anielką.
Mama Anielki była cicha i często smutna, a tato dużo miał w sobie gniewu i często krzyczał. Anielka jako maleńki bobas była pieszczona i noszona na rękach. Nie wolno jej było dłużej zapłakać, rodzice od razu biegli ją pocieszać i uciszać. Jej śmiech był dla nich największą nagrodą i przez pierwsze krótkie lata w domu tym zapanowała radość i uniesienie. Anielka rosła. I z czasem zaczęła więcej widzieć i więcej rozumieć. Więcej…. czuć.
W uścisku taty potrafiła krzyczeć i kopać. Podczas wesołej piosenki potrafiła mocno i wręcz rozpaczliwie płakać. Rodzice ze strachem przyglądali się targającym nią emocjom . Bezradni wobec ich siły. Dziewczynka rosła. Z dziecka stawała się młodą kobietą, a rodzicom i najbliższym coraz trudniej było spoglądać jej w oczy. Powiadano, że w oczach tych odbijała ich własną duszę i ludzie początkowo ciekawi tego doświadczenia nauczyli się omijać dziewczynę i unikać jej spojrzenia.
Rówieśnicy jej nie rozumieli i niechętnie przystawali na jej towarzystwo. Przerażeniem napawała ich jej bezpośredniość oraz nieprzewidywalność. Z wesołej i roześmianej w parę chwil potrafiła przemienić się w smutną i zranioną lub nieprzyjemną i gniewną. Każdy, nawet jej rodzice, miał problem z nazwaniem charakteru Anieli. Czuli się tak jakby tam było ich wiele. Może i nawet zbyt wiele. Bo Aniela była jak Marcel wyniosła i jak Jaśmina nieśmiała, była jak Tobiasz brutalna i jak Ania wrażliwa. Aniela była jak oni wszyscy i jak nikt inny na świecie. I mimo, że ludzie zwykli jej unikać ona czuła do nich wszystkich ogromną miłość. Każdy już zdążył od niej usłyszeć, że ma piękną duszę, lecz nienawykli do takich rozmów nie wiedzieli jak reagować.
Pewnej nocy, gdy Aniela przekroczyła czerwony próg kobiecości, przyszedł do niej sen. Sen barwny i pełen znaczenia. Sen o ukrytych lustrach. Aniela rozumiała, że luster tych jest bardzo wiele i każde z nich zmatowiałe i zapomniane czekało na ponowne wydobycie na światło dzienne. W śnie dostała wyraźny przekaz, że wydobycie tych luster jest bardzo ważne. Widziała lustra owinięte przez liany, inne przez węże, widziała takie utopione w grząskim błocie i takie, które zasypał złoty, ruchomy piasek. Były lustra z których wyrastało silne drzewo, oraz lustra wkomponowane w gniazda. Były takie wiszące w przerażającej pustce i takie otoczone przez niewyobrażalną ilość ludzi, ogłuszone kakofonią dźwięków. Były lustra ogromne, zwykłe i malutkie. W pięknie zdobionych ramach oraz popękane. Było i takie rozbite, które raniło. I było jedno lśniące, które raziło i zmuszało do odwrócenia wzroku. I widziała wśród tych wszystkich luster samą siebie. Swoją twarz i swoje ogromne, coraz większe oczy. I czuła, że chodzi między lustrami z własną duszą za rękę. Gdy minęły wszystkie, weszły w las. Las dobrze Anieli znany. Tu sen się urwał. Jeszcze przez kilka chwil Aniela nie ruszała się z łóżka starając się odtworzyć w głowie wszystkie obrazy.
Tego popołudnia, gdy wykonała wszystkie powierzone sobie obowiązki, gdy ojciec zburczał ją za wymyśloną przewinę, a mama zapłakała nad kolejną swą niedolą, rozeźlona i zrozpaczona Aniela ruszyła w las. Z każdym kokiem i z każdym kolejnym mijanym drzewem powracał do niej spokój, znana harmonia, poczucie szczęścia. Tak cudownie i odświeżająco było znaleźć się wśród drzew. Nie musieć czuć. Nie, zaraz, poczuła że nie tak to zdanie miało zabrzmieć. Nie musieć czuć… innych. Głośny wydech, który natychmiast wypuściła z ust rozśmieszył ją. Przytuliła się do znanej sobie lipy, szukając ukojenia w szumie jej delikatnych liści. Spojrzała w górę, w koronę i pomyślała, że luster, za którymi kryją się ludzie, jest równie wiele jak tych tańczących, zielonych baletnic.
– Nie będę ich lustrem – nawet się nie zdziwiła słowom, które z mocą i spokojem popłynęły jej z ust. A wszystko dlatego, że swe źródło brały w brzuchu, jej świątyni mądrości. Plus dzisiejszej nocy stała się kobietą. Mogła więc pożegnać dziecięce rozwiązania i zacząć poznawać siebie na nowo.
Nie była jednak pewna, jak to zrobić. Na szczęście miała wokół tak wielu nauczycieli. Patrzyła jak drzewa ugina wiatr, jak liście tańczą, nieusztywnione. Patrzyła jak płynie rwąca rzeka, jak raz przybiera, innym razem opada płynąc w swym korycie. Patrzyła na trawę, która się podnosi po tym, jak nadepnie ją swoją gołą stopą. Patrzyła też na zwierzęta, na ich naturalność i niewymuszoną siłę życiową. Ukołysana tymi obrazami już nie śniła o lustrach, lecz budziła się do nowego życia.
W domu rodzice natychmiast poczuli zmianę. Aniela na łzy, gniew czy krzyk nie reagowała równie silnymi emocjami. Kontynuowała swoją pracę lub wychodziła do własnej izdebki. Przy stole nie zabierała głosu, chyba że wyraźnie wyrwana z myśli bezpośrednim pytaniem. A w domu narastało napięcie. Nie dawała już ujścia tłumionym, wypartym emocjom, a dorośli nie wiedzieli co zrobić z ich intensywnością. Niestety i Aniela, mimo że starała się być obok, napięcie to odczuwała w całym swoim ciele.
Na spotkaniach z przyjaciółmi czy podczas miejskiego pikniku ludzie szukali jej towarzystwa. Ze zdziwieniem jednak odkrywali Anieli spokój i dystans. Czuli dyskomfort i zażenowanie, czasem irytację lub pretensje. A Aniela trwała pogrążona w swych myślach. Po kilku tygodniach zauważyła, że wokół wiele się zmieniło, lecz wcale nie na lepsze. Miasteczko pogrążało się we mgle ciężkich emocji. Aniela wręcz widziała szarą, lepką maź, która opływała ich ciała. Wystraszona powędrowała do lasu.
– Co ja mam robić? – pytała na głos swej lipy. – Nie chciałam być ich lustrem, a jednak oni wciąż nie chcą z własnymi pracować.
– Wszystko potrzebuje czasu, dziecko. – niespodziewanie blisko siebie usłyszała ciepły głos starszej kobiety. Odwróciła się zaskoczona.
-Kim jesteś?
– Jestem tu, abyś mogła poczuć wsparcie. Jestem, aby Ci podziękować za to, co robisz.
Aniela wpatrywała się w twarz kobiety i czuła jak jej strach się topi. Rozpuszcza. Ponownie poczuła lekkość.
– Tak. Przeżyj emocję, nie blokuj, poczuj ją, poobserwuj, zrozum i puść. Widzisz te dzikie drzewa wokół? Dzikie bo wolne, a wolne bo dążą całą swą istotą do bycia sobą, do wypełnienia kształtu, który dla siebie odnalazły, do radości z bycia… drzewem. A Ty, moja mała, odnajdź radość z bycia sobą, cudowną Anielą. W kształcie, który poczujesz, że jest Twój. Dużo się dzieje wokół, dużo rzeczy, które mogą Cię przytłaczać. Ale bądź jak drzewa, one walczą ze wszystkich sił, aby postępować według własnych praw, rozwijać swój własny kształt, pokazywać prawdziwych siebie. Korony wysłuchują tajemnic mądrego wiatru, liście tańczą do jego melodii, korzenie sięgają nieskończoności, komunikują się z innymi, uczą. A jednak drzewo zawsze pozostaje sobą.
Aniela chłonęła każde słowo staruszki.
– Jak ja będę wiedzieć, że to mój kształt, że to w co wkładam moje siły to jest pokazanie prawdziwej siebie?
Staruszka położyła jej dłoń na brzuchu – Stąd. – powiedziała i już jej nie było. Aniela nie rozglądała się, nie szukała jej nigdzie, wdzięczna za udzielone wsparcie i mądrość.
Kolejne spotkania z ludźmi upłynęły jej spokojniej. Oni również wydawali się przy niej odprężać. Tym, którzy pytali opowiadała o lustrach oraz dzieliła się wiedzą, jakie to ważne ujrzeć siebie i kreować siebie w kształt, który zapragnęła dla nas nasza dusza.
Aniela miała w sobie też wiele akceptacji na ich brak woli zmian oraz ogromną radość, gdy te zmiany dostrzegała. A że widziała więcej, widziała też jak niektóre lustra zostały odkurzone, inne sklejone, wyciągnięte z głębin ziemi. Widziała jak najpierw niepewnie, potem coraz śmielej, ludzie wpatrywali się w te lustra i coraz bardziej kochali to, co tam dostrzegali.
Aniela czuła się wolna, czuła się dzika i czuła ogromną wdzięczność do drzew, swoich nauczycieli. A gdy dorosła, opuściła dom swych rodziców bez żalu. Pragnęła stanąć na własne nogi, a im z wdzięczności wysyłała intencję, aby zdobyli się na odwagę spojrzenia sobie samym w oczy.