Lena była z natury skryta. Głęboko w sobie przeżywała wszystko to, co ważne. Chowała wspomnienia i emocje jak największe skarby. Jednak od jakiegoś czasu Lena czuła pewien ciężar w sobie. Może za dużo już tych niewypowiedzianych, nieokazanych uczuć w sobie mieściła?
Znała starą prawdę swoich babek: „tak jak wewnątrz, to i na zewnątrz”.
Ostatnio ciężko jej było w tym, co na zewnątrz. Dlatego dziś postanowiła ruszyć śladami dawnych spacerów z babcią. Tęskniła do niej. Była to jedyna osoba na całym świecie, do której potrafiła mówić. Pewnie dlatego, że babcia słuchała całym sercem. A jej serce, pełne miłości, nie miało potrzeby osądzać czy radzić. Jej serce dawało poczucie bezpieczeństwa.
A jakie jest moje serce? cichutko pozwoliła zapytać samą siebie. Następnie delikatnie starła łzę ze swojego policzka. Wiedziała, że należy uszanować i łzę, i to, co ze sobą niosła.
Lena ruszyła w stronę ogromnego lasu. Dotykała pni drzew. Czuła muśnięcia wiatru, gdy zasłuchana wyławiała pieśni liści lub korzeni. Następnie ruszyła nad jezioro. Weszła bosymi stopami w zimną wodę i przypomniała sobie, jak z babcią ślizgały się po zamarzniętej zimą tafli. I zatopiona w przywołanym tym wspomnieniem uczuciu radości i spokoju zaczęła oddychać chłonąc piękny widok.
I poczuła jak wraca do siebie. A wraz z oddechem napłynęły słowa i obrazy.
Wdech i wydech.
Wdech i wydech.
Znamy to od urodzenia. Znamy, a tak często zapominamy i nasze wdechy i wydechy wydarzają się jakby obok nas. Dlatego w tym miejscu, które znalazła, zrobiła to na nowo. Bardziej świadomie.
Wdech i wydech.
Zamknęła oczy.
Wdech i wydech.
I tym wdechem chciała połączyć się ze swoim sercem, które biło słabo, które biło cicho. Z sercem, które bolało. Dlatego zapytała się swojego serca: Serce, co Cię boli? I serce pokazało jej ciernie w ciele. Ciernie w organach. Ciernie w nim samym, w sercu.
Wdech i wydech.
Więc taka jestem. – pomyślała Lena – Takie jest moje ciało, pełne cierni.
I zapytała tych cierni, od kiedy i dlaczego jej towarzyszą. Pokazały jej różne obrazy.
Były ciernie, które zadała sobie sama: były brakiem miłości, niezadowoleniem, strachem, pogardą, poczuciem niższości.
Były ciernie które przyszły z zewnątrz. Przyszły w dzieciństwie, przyszły z bólem, ze strachem, z cierpieniem, z przemocą, z agresją, z opuszczeniem. Były i takie ciernie, które nabyła już jako osoba dorosła. Ciernie które mówiły o zranionej miłości, o porzuceniu, o niezrozumieniu, o udawaniu, o nakładaniu masek tak, aby móc powiedzieć: przynależę. Były ciernie z powodu tego, co się stało i były takie, z powodu tego, do czego nie doszło. Były ciernie braku, były ciernie potrzeb, oczekiwań. Tak wiele cierni.
Były też i takie, i te wydawały jej się najcięższe, najgłębiej wbite, które Lena zadawała innym. Były ciernie, które powodowały u innych ból, strach, poniżenie, niedowartościowanie. Były ciernie, którymi oceniała innych. Były takie, którymi zamykała serca innych ludzi. I te jej ciernie miały swoje lustrzane odbicia w ciałach tych osób.
Lena wróciła uwagą do serca.
– Serce, chciałabym uzdrowić moje ciało i ciała innych osób, którym te ciernie podarowałam.
– Oddychaj. – przyszło – Przecież to miejsce przywołało Cię właśnie po to. Oddychaj.
Wdech i wydech.
Wdech i wydech.
Znamy to, znamy ten rytuał od pierwszej minuty życia tu na Ziemi. Jednak dziś Lena robiła to dużo bardziej świadomie. Jakby na nowo.
Wdech i wydech.
Z każdym wdechem serce Leny biło coraz mocniej, coraz głośniej. I ten jej wewnętrzny bęben rozbudził piękną, różową iskrę miłości. Z każdych wdechem to różowe światło miłości rozszerzało się coraz bardziej, obejmując coraz większy obszar. Najpierw objęło serce, potem całe ciało.
Wdech i wydech.
A z wydechem wydychała wszystko, co trudne. Wydychała ciernie, które wreszcie wychodziły z ciała.
Wdech i wydech.
Po jakimś czasie, choć czasu nie ma, został jeden, ostatni cierń. Lena ostrożnie położyła go na swojej dłoni. Nie chciał odchodzić.
Wdech i wydech.
Przyjrzała mu się dokładnie. Potrzebował większej uwagi… Potrzebował więcej jej czasu….
To był cierń który zadała osobie, którą kochała najmocniej na świecie. Lena patrzyła więc uważnie na ten duży, ciężki cierń. Obecnością wypełniając każdy wdech, świadomie robiąc każdy wydech. I tym spojrzeniem pełnym miłości uczyła się rozpuszczać cierń. Uczyła się widzieć coś poza tym cierniem. W ciele Leny budziło się wspomnienie prawdziwej, bezwarunkowej miłości.
Wdech i wydech.
I gdy rozpuściła miłością ten ostatni cierń, spojrzała z uwagą na swoją dłoń. Była czystym, świecącym kryształem. Całe ciało Leny było jak kryształ. Takim światłem wewnętrznym biła na zewnątrz. I oddychając budziła w sobie wiedzę, która była w niej od początku świata.
Jestem miłością. Miłość to prawda, radość i Życie. Jestem miłością.
I od dzisiaj, gdy spotykała innych ludzi na swojej drodze, patrzyła na nich oczami jak kryształy miłości. I w każdym człowieku widziała ich własne kryształy miłości.
I płynęła informacja z jej serca do ich serc: Miłość we mnie wita miłość w Tobie. Każdy z nas jest miłością. Każdy z nas jest Życiem. Kłaniam się przed tym z wdzięcznością.
….