W plemieniu nawet najmniejsze dziecko wiedziało, że to starszyzna pilnuje świętego ognia. A to dlatego, że wedle szeptanej historii, kilka pokoleń temu, pewien młody mężczyzna wyszedł z domu ognia pozostawiając go bez nadzoru i ogień zgasł. W plemieniu nawet najmniejsze dziecko wiedziało, że przy ogniu zawsze ktoś czuwa. Ostatnia osoba może opuścić dom ognia dopiero, gdy inna wejdzie w jego progi.
Każde dziecko to wiedziało, i wiedział to również Mikai.
Mikai lubił towarzyszyć swojemu dziadkowi przy czuwaniu. Lubił zapach ziół i dzikich roślin, które starsi czasem wrzucali w płomienie. Lubił słyszeć szeptane wówczas zdania. Mikai czuł się bezpiecznie i dobrze, gdy kierował swój wzrok w strzelające języki.
Dziadek był kiedyś plemiennym curandero , ale przekazał ten tytuł swojemu synowi, gdy osiągnął wiek, który pozwalał mu czuwać przy świętym ogniu. Mikai kochał swojego dziadka i kochał swojego wujka, od obydwu nauczył się wiele. Jego ojciec zginął, gdy chłopiec miał siedem lat. Wychowała go matka, która miała szczególny dar. Potrafiła rozmawiać z każdą żywą istotą. To od niej wiedział, że podstawowym prawem i obowiązkiem człowieka jest wspierać wszystko, co żywe i dobre.
Razem z matką odwiedzał babcię wierzbę, przekonywał wilki, aby omijały ich tereny łowieckie. Razem z matką wychodził w góry, aby czytać gwiazdy. To z nią dotykali opuszkami palców strumieni, wchodzili z namaszczeniem stopami w toń jeziora. Matka pokazała mu jak słuchać, zanim podzieliła się z nim tym, jak mówić.
Wujek uczył go plemiennych rytuałów. Uczył jak używać ziół i rozmawiać z duchami. Potem uczył go jak polować, wyrabiać narzędzia, jak uprawiać pola.
A dziadek? Dziadek był.
Dziadka najczęściej można było spotkać w domu ognia. Był tam wiele godzin dziennie. Podjął się również służby przy świętym ogniu cały dzień raz w tygodniu; cały tydzień raz w miesiącu, oraz cały miesiąc raz w roku. Mikai był tym, który przynosił mu wodę ze źródła, w ustalone dni napar ziołowy, oraz raz dziennie surowe owoce i warzywa.
Dziadek nie wypowiedział żadnego słowa odkąd złożył przepaskę szamana i wszedł do domu ognia po raz pierwszy jako członek starszyzny.
W starszyźnie przeważały kobiety i to rada starszych zapraszała do siebie wybranego, kolejnego członka. Działo się to zawsze jedenastego dnia jedenastego miesiąca każdego roku. Mikai dobrze pamiętał ten konkretny rytuał.
Całe plemię zebrało się przy domu ognia. Drewniana piramida z luftem w dachu oraz jednym, trójkątnym wejściem otoczona była przez mężczyzn, kobiety i dzieci, którzy przy rytmie bębnów i grzechotek oddychali prosząc duchy przodków oraz duchy wspierających zwierząt o prowadzenie.
Starszyzna i rodziny wybranych mężczyzn i kobiet mieli swoje miejsce w domu ognia. Ceremonię rozpoczynała babcia Bina, która miała otrzymać wskazówki. Bina podpaliła i ułożyła wokół kwadratowego, pobielonego paleniska, cztery stożki uświęconego kadzidła. Na dwóch poziomach wyżłobionych w zewnętrznej części paleniska ułożyła kwiaty i zioła. Mikai rozpoznał wszystkie rośliny: i te służące do uzdrawiania, i te wywołujące niezwykłe stany umysłu, i te uspokajające szalejące w człowieku emocje (choć tych nikt w wiosce nie używał, emocje należy przeżyć, rozpoznać i uwolnić), oraz te trujące. Wszystko, co natura w swej miłości i łasce stworzyła na Ziemi, po której i my możemy wędrować naszymi stopami. Na palenisku wyrysowane były symbole. W miejscu znajdującym się na wprost trójkątnego wejścia umieszczony był kamień, który miał symboliczne znaczenie wybudowania tu naszych domów, naszego miejsca na świecie. I tam właśnie Bina rozsypała więcej kwiatów i płatków. Na ten stożkowany kamień na środku ścianki paleniska Bina zaczęła nawijać przędzę, a reszta starszyzny wybijała rytm na bębnach i grzechotkach. A plemię zaintonowało krótką pieśń dziękczynną do świętego ognia.
Mikai dobrze wiedział, że ogień nie należy o cokolwiek prosić, tylko mu dziękować. I przy ogniu należy uważać na to, co się mówi. Ogień zawsze słucha.
Bina zapaliła fajkę i podała ja dalej w krąg osób zebranych w domu ognia. Mikai wiedział, że w tym momencie również na zewnątrz podawane są fajki w kręgach osób zebranych wokół piramidy. Mikai miał jedynie 10 lat, więc jego ominięto przy podawaniu fajki, ale nawet Mikai poczuł w pewnym momencie, jak wiatr ucichł, a razem z nim wszystkie osoby z plemienia. Wtedy dziadek i Bina wstali ze swoich miejsc i mimo nagle kłującego, spotęgowanego dymu długo patrzyli sobie w oczy oddychając wspólnym, połączonym oddechem.
Długo tak trwali. W pewnym momencie na polanę, na której zbudowano dom ognia, wyszedł niedźwiedź. Wszystkie oczy w milczeniu skierowały się w stronę ogromnego drapieżnika. Ten w ciszy podszedł pod drzwi piramidy. Mikai zobaczył uspokajający uśmiech matki i nie bał się. Dziadek podszedł do niedźwiedzia i pokłonił się mu, a ten wówczas odbiegł do lasu.
Od tego momentu dziadek dołączył do starszyzny, ale zachował milczenie.
*
Gdy mężczyzna kończy 15 lat przechodzi drugi swój rytuał przejścia. Mężczyźni z jego rodu witają go na kolejnym etapie życia. Spędzają wówczas 48 godzin w swoim towarzystwie, na szczycie górskim. Co się wówczas dzieje, to pozostaje jedynie między mężczyznami uczestniczącymi w rytuale.
Gdy zmęczony, ale szczęśliwy Mikai usiadł naprzeciwko dziadka, który założył mu na głowę pióropusz z ogromnych, pięknych piór wcześniej zebranych wśród nagich skał Gór Wysokich, poprosił go:
– Dziadku co byś chciał powiedzieć sobie w dniu takim jak dziś, gdybyś miał tą wiedzę i do doświadczenie, które masz dziś?
Dziadek długo milczał patrząc w oczy swojemu wnukowi. Chłopiec miał prawo prosić o coś każdego mężczyznę biorącego udział w jego rytuale przejścia, jak i każdy mężczyzna miał prawo coś mu podarować. Dziadek podarował mu pióropusz, który był związany z odpowiedzią na to pytanie.
– Poproszę duchy o prowadzenie we śnie. Odpowiem Co jutro.
Mikai nie zerwał kontaktu wzrokowego z dziadkiem, ale cały jakby urósł ze szczęścia, że oto słyszy jego głos po pięciu latach.
Rano inni mężczyźni rozeszli się do swoich domów lub zadań, Mikai został sam z dziadkiem. Rozpalili duże ognisko.
– Jest kilka rzeczy, które chciałbym wówczas wiedzieć – zaczął dziadek – Chciałbym wiedzieć, że jestem tu po coś i nie muszę natychmiast wiedzieć po co. Że to ja mam wpływ na mnie, nic zewnętrznego.
– Chciałbym wiedzieć, że cokolwiek robię w życiu płynie z mojej chęci i wyboru. Że w każdym momencie, kiedy pomyślę, że muszę lub że trzeba, to się zatrzymam i nie zrobię nic. A gdy przyjdzie, że chcę, że potrzebuję, że wybieram, wtedy ruszę do działania. Życie to codzienne wybory. Dobrze, żeby płynęły z serca.
– Chciałbym też wiedzieć, że dobrze jest dbać o równowagę wszystkich 5 elementów i w życiu, i w moim ciele: ogień, woda, powietrze, ziemia i eter. Że jak powstał świat, to pierwszy powstał ogień. Że wszystkie są równie ważne.
Mikai siedział zasłuchany w spokojnie płynący głos dziadka. W trochę chropawy wydźwięk słów od dawna nie używanych.
– Chciałbym wiedzieć, że to mój pra pradziadek doprowadził do wygaśnięcia ognia i dlaczego to zrobił.
Mikai na te słowa rozszerzył jeszcze mocniej swoje oczy i mocno przycisnął stopy i dłonie do Ziemi.
– Tak jak te pióra, których szukaliśmy do Twojego pióropusza. Każde spadło z jakiegoś powodu. Żaden ptak nie wydziobał ich sobie ze złą intencją. Każde pióro jest inne i gdy się im przypatrzysz przyniosą Ci inne skojarzenia, historie, co innego ułożą przed oczami. Chciałbym wiedzieć dlaczego on wówczas wyszedł z domu ognia.
– Ja też chciałbym to wiedzieć – wyszeptał chłopiec.
Dziadek wyjął ze swojej sakwy suszone zioła i wrzucił wszystkie w płomienie, a potem siedzieli i wspólnie oddychali patrząc w ogień i w gwiazdy.
I zobaczyli jak Lento, ich pra pradziadek, siedzi w domu ognia sam od wielu godzin. Zobaczyli z jakim oddaniem i miłością spędzał tam samotnie wiele dni.
Gdzie są inni? – zadawał sobie w duszy pytani Mikai i zobaczył odpowiedź – zajęci swoimi sprawami lub śpiący we własnych łózkach, spokojni, że Lento dopilnuje. Tego jednak dnia w dymie ogniska Lento ujrzał umierającego ojca. Chciał mu towarzyszyć, gdy ten opuści swoje obecne ciało. Wówczas usłyszeli jak Lento dostaje pozwolenie. Z ognia szedł głos jak strzelający szept: „Idź”. Lento ukłonił się i wyszedł tyłem z piramidy. Gdy biegł w stronę chaty swojego ojca prosił napotkane osoby, aby poszły przypilnować ognia.
*
– Ale… ta historia jest nam inaczej opowiadana – powiedział Mikai, patrząc na dziadka, próbując zrozumieć.
– Tak, poczucie winy potrafi zniekształcać pamięć. To bardzo silna emocja, nie uwolniona sieje zniszczenie. – spokojnie odparł dziadek. – Każdy w tej historii podjął i podejmował jakieś decyzje. Tak jak my dziś. Każdą decyzję można zmienić, gdy widzimy, że nie płynęła z potrzeby serca.
– A jeśli ta decyzja dotyczy też innych osób?
– Wówczas zmiana potrzebna jest z więcej, niż ze strony jednej osoby. Ale nawet bez decyzji tych innych, można inaczej podejść do wszystkiego.
Wrócili do wioski i przy kolejnym wspólnym czuwaniu całego plemienia dziadek opowiedział o ich wspólnej wizji. Leto, ich szaman, odpowiedział: „Błogosławione niech będą te wydarzenia, gdyż wniosły zmianę w życiu całej wioski. Dziś czcimy ogień i czcimy pamięć tego, co nas przywiodło do większego szacunku”. Mała dziewczynka wniosła naręcze zerwanych kwiatów wrotyczu. Każdy ze starszyzny sięgnął po jeden i wrzucił rytualnie w płomienie.
Jeden podarowano Maikaijowi.
Ten podszedł do matki i wręczył go jej, mówiąc „Już czas, mamo. Użyj magii wrotyczu, aby pożegnać to, co już nie jest częścią Twojego teraz i ruszyć do przodu. Tato mi powiedział”.
Mikai ujrzał, jak jedna duża łza spływa po policzku mamy, gdy ta delikatnie uśmiechnęła się do niego. Następnie wypowiedziała w sercu słowa wdzięczności i wrzuciła wrotycz w ogień.
****